Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak dyrektor ZKZL skłotersów nie przyjął...

Lilia Łada
Lilia Łada
Nie doszło do spotkania skłotersów usuniętych z ul. Żydowskiej z dyrektorem ZKZL-u, mimo że skłotersi przyszli punktualnie, a dyrektor był w budynku.

Skłotersi stawili się kilka minut przed umówioną godziną, czyli 15.30. Razem było sześć osób, głównie młodych i bardzo młodych. Wszyscy deklarują, że są bezdomni i po wyrzuceniu z budynku przy ul. Żydowskiej nie mają się gdzie podziać, koczują u znajomych.
- Ale jak długo tak można? - pyta retorycznie jeden z chłopaków.

Ich zdaniem usunięcie było bezprawne, bo przecież jeśli chodzi o eksmisje, to obowiązuje okres ochronny, a poza tym policja do wyprowadzenia ich z budynku użyła siły. Mieli nadzieję, że dyrekcja Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych, z którą są umówieni, znajdzie jakieś rozwiązanie sytuacji.

- Stawką tego spotkania jest dom dla 11 osób, a miasto nie wykazuje żadnej inicjatywy - wyjaśnia Agnieszka Mróz ze Stowarzyszenia Inicjatyw Społecznych "Ulica", organizacji pozarządowej walczacej o prawa osób bezdomnych. - W kolejce po mieszkanie socjalne czeka ponad 1300 osób, ale kiedy ludzie biorą los w swoje ręce, zajmują budynek, w którym nikt nie mieszka, to się ich kryminalizuje i wyrzuca, w dodatku bezprawnie.

Jeszcze kilka minut trwają odpowiedzi na pytania dziennikarzy i wszyscy razem wchodzą do budynku, by podążyć na spotkanie z Piotrem Puszczykowskim, pełniącym obowiązki dyrektora ZKZL-u. Dokładnie tak, jak to było napisane na kartce, którą ściska w ręku Agnieszka. I tu pierwsza niespodzianka: na schodach prowadzących do gabinetów dyrekcji ZKZL-u stoi trzech rosłych ochroniarzy, zagradzając przejście. Mówią, że dyrektor zgodził się przyjąć tylko dwie osoby.


**- Ale my chcemy iść wszyscy, nie było żadnej mowy o tym, że tylko dwie osoby - protestuje Agnieszka, a pozostali jej przytakują. Ale ochroniarze są nieubłagani.
Zapowiadają, że nie wpuszczą więcej niż dwie osoby. Wejść nie mogą także dziennikarze, bo to ma być spotkanie zamknięte, bez mediów. Zatrzymani zostają też operatorzy kamer i fotoreporterzy, którzy chcieli tylko zrobić zdjęcia z góry, a nie wedrzeć się na siłę do gabinetu dyrektora.

- Ale niech panowie chociaż powiadomią dyrektora, że my tu jesteśmy - proszą dziennikarze.
- Nie wolno - słysząi w odpowiedzi.

Nie wolno także powiadomić rzecznika prasowego, ostatecznie osoby najbardziej odpowiedniej do kontaktów z mediami. W końcu Małgorzata Lamperska z TVP dzwoni ze swojego telefonu do rzeczniczki prasowej ZKZL-u, by ją poinformować, że dziennikarze czekają na dole na jakikolwiek komentarz ze strony dyrekcji, bo mają już stanowisko skłotersów i teraz chcą poznać opinię drugiej strony. Ale komórki rzeczniczki nikt nie odbierał, nie udało się także skontaktować z dyrekcją. Sytuacja staje się groteskowa.

- Jesteśmy zbulwersowani - mówi oszołomiona Agnieszka.
- Jak tak można? Wyrzucać ludzi w środku zimy na bruk, a póżniej nie chcieć z nimi porozmawiać? - denerwuje się Janusz Łamkiewicz, również wspierający skłotersów. - Przecież chyba jest w tym urzędzie stół, przy którym osiem osób mogłoby siąść i spróbować się dogadać?

Na bezskutecznych próbach skontaktowania się z kimkolwiek z ZKLZ-u upływa prawie godzina. Ostatecznie tuż po 16. udaje się przez telefon uzyskać informację, że dyrektor owszem, jest, czeka w gabinecie, ale wpuści tylko dwie osoby i koniec. Nie ma możliwości, żeby zszedł do petentów i dziennikarzy, a w ogóle ma za 10 minut następne spotkanie.

- Nie mam pojęcia, co robić dalej - mówi bezradnie Agnieszka. - Musimy się naradzić i coś postanowić.

Mija następne pół godziny. Efektem pospiesznej narady jest przygotowanie przez skłotersów listu - petycji do dyrektora Puszczykowskiego, w której piszą, że chcieliby się spotkać i rozwiązać problem, ale spotkanie za zamkniętymi drzwiami nie jest dobrym pomysłem, bo nie o to w tej sprawie chodzi.

- Może wam uda się porozmawiać z dyrektorem i przekazać mu to - mówi Łukasz Bukowski, kolejny bezdomny. - W takiej sytuacji możemy się umawiać już tylko przez media. Szkoda, że nie można inaczej.

Jest już 17 - urząd kończy pracę. I wtedy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ochroniarze rozstepują się, umożliwiając dostęp na zakazane pierwsze piętro. Ale tylko dziennikarzom z legitymacjami prasowymi. A tam w eleganckiej sali konferencyjnej, która z pewnością pomieściłaby znacznie więcej niż osiem osób, wita ich z miłym uśmiechem dyrektor Puszczykowski. I mówi, że on przecież bardzo chciał się spotkać.

- Od razu sugerowałem, żeby to była delegacja, dwie osoby, bo chciałem się uchronić przed zbędną dyskusją i okupacją mojego gabinetu - mówi. - Urząd to miejsce pracy, tu obowiązuje dyscyplina, ja mam na jednego petenta pół godziny. Ale oni tego najwidoczniej nie rozumieją, tak zresztą jak wielu innych spraw.

Bo według posiadanych przez ZKZL informacji bezdomni zajęli budynek nie w listopadzie, ale 5 stycznia i już raz przed feralnym 21 stycznia zostali z niego usunięci.
- Nie rozumiem, na jakich podstawach oni budują swoje roszczenia i oskarżenia - rozkłada ręce dyrektor. - Przecież oni nie zajęli opuszczonego budynku, tylko włamali się wybijając okno do obiektu przeznaczonego do remontu. Ale ja tu nie widzę konfliktu. Oczywiście zgodzę się na kolejne spotkanie, tylko że z każdym z nich osobno. Jestem do dyspozycji mieszkańców, którzy mają problemy.

Dziennikarze przekazują dyrektorowi petycję bezdomnych, ale, jak się okazuje, dyrektor nic nie może zrobić. Po pierwsze, lokalami komunalnymi dysponuje Wydział Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej, a nie ZKZL. A po drugie, petenci i tak muszą przejść całą drogę formalną, jeśli zamierzają się starać o lokal komunalny, czyli złożyć wniosek i czekać w ogonie kolejki złożonej z 1300 osób.

Tę odpowiedź dziennikarze przekazują bezdomnym po wyjściu ze spotkania z dyrektorem. A na dole czekają już ochroniarze, żeby wyprosić wszystkich z budynku, bo dawno minęła 17, czyli skończył się czas pracy ZKZL-u.
- Może jednak tu zostaniemy, tu jest ciepło, a my i tak nie mamy dokąd pójść - rzuca Agnieszka.

Ten rozwój sytuacji został jednak przewidziany i na scenę wkracza policja, która już wcześniej czekała w radiowozach nieopodal wejścia do budynku. Wszyscy, także dziennikarze, zostają wyproszeni za drzwi. Media tylko zostały wyproszone - bezdomni spisani.

Do sprawy będzie powracać na łamach portalu MM Moje Miasto Poznań. Prosimy także o Wasze opinie na ten temat.

Przeczytaj także:

Skłotersi okupowali ZKZL

Skłotersi bronili bezdomnych na Żydowskiej

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto