Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kolejorz wykorzystał potknięcie Śląska i jest liderem

Maciej Lehmann
Spięć nie brakowało, ale Lech  poradził sobie z twardo grającymi piłkarzami Korony
Spięć nie brakowało, ale Lech poradził sobie z twardo grającymi piłkarzami Korony Marek Zakrzewski
Lech Poznań znów liderem T-Mobile Ekstraklasy. Stało się tak po zwycięstwie Kolejorza z Koroną Kielce i sobotniemu potknięciu Śląska Wrocław.

Niepokonana od 9 kolejek Korona poległa 0:1 w Poznaniu. Kielczanie zaprezentowali przy Bułgarskiej antyfutbol. Grali brutalnie, polowali nie na bramki, tylko na kości lechitów i dobrze się stało, że taka taktyka nie przyniosła im punktów. Lechici dzięki wywalczonym po twardym boju trzem punktom awansowali na fotel lidera.

Lecz w sobotę na drugie miejsce mógł ich zepchnąć Śląsk Wrocław. Podopieczni Oresta Lenczyka przegrali jednak w Bełchatowie aż 0:3. Bohaterem GKS był Paweł Buzała, który strzelił dwie bramki. Porażka Śląska to największa niespodzianka 10. kolejki. Wrocławianie po raz pierwszy od 14 meczów ligowych nie zdobyli bramki.

Porażka w Bełchatowie była również najwyższą, od kiedy zespół prowadzi Orest Lenczyk. - W rundzie każdy zespół ma jakiś najlepszy i najgorszy mecz. Mam nadzieję, że ten najgorszy mamy już za sobą - powiedział po ostatnim gwizdku szkoleniowiec wrocławskiego zespołu.

Czytaj także: Kibice Lecha zawieszają protest. Wraca doping!

Antybohaterami byli podczas tego weekendu sędziowie. Pierwszy fałszywy gwizdek zabrzmiał już w piątek w meczu Podbeskidzie - Cracovia (1:0). Gospodarze wygrali po karnym "z kapelusza". - Zostaliśmy oszukani - mówił po meczu pomocnik "Pasów" Arkadiusz Radomski.

Piątkowy błąd Pawła Raczkowskiego z Warszawy to tylko "pikuś" w porównaniu z tym, co wykręcili sędziowie w meczach Wisły Kraków z Jagiellonią (3:1) oraz Polonii Warszawa z Górnikiem Zabrze (1:1).

Sędziujący pod Wawelem Adam Lyczmański z Bydgoszczy sprezentował "Białej Gwieździe" trzy punkty. Najpierw ten beznadziejny arbiter nie podyktował ewidentnego rzutu karnego po faulu Bunozy na Kupiszu. W 80. minucie bramkarz Jagi Tomasz Ptak został i bezpardonowo zaatakowany przez Jaliensa i nie zdołał obronić łatwego strzału. Wszyscy widzieli faul, tylko nie sędzia i... trener Wisły Robert Maaskant, który bredził coś o czystej walce w powietrzu. Załamani piłkarze Jagiellonii stracili w końcówce jeszcze dwie bramki, a trener Czesław Michniewicz na znak protestu parę minut przed końcowym gwizdkiem sędziego zszedł do szatni.

- Wydawało mi się, że nie gramy jedenastu na jedenastu - powiedział Tomasz Frankowski, mając oczywiście na myśli nieudaczników w czarnych strojach.

Na Konwiktorskiej w Warszawie też wszyscy widzieli, że napastnik Górnika Nakoulma w ostatniej minucie pomaga sobie ręką w przyjęciu piłki, a potem strzela wyrównującego gola. Nie dostrzegł tego tylko ten, który powinien to pierwszy zauważyć, czyli sędzia Krztoń.

W niedzielę po stojącym na niskim poziomie spotkaniu Ruch Chorzów przegrał z warszawską Legią 0:1. Gola już w doliczonym czasie pierwszej połowy zdobył Danijel Ljuboja. Było to pierwsze ligowe zwycięstwo "wojskowych" w Chorzowie od dziesięciu lat. Dzięki temu sukcesowi podopieczni Macieja Skorży awansowali na czwarte miejsce w tabeli, mając w zanadrzu zaległy mecz z Zagłębiem Lubin.

Najważniejsze informacje z Poznania - zamów nasz newsletter

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto