Pojedynek z Koroną był dla Lecha wyjątkowy nie tylko dlatego, że był ostatnim w tym roku występem przed własnymi kibicami, ale też dlatego, że to ostatni mecz na stadionie we Wronkach – rundę wiosenną lechici mają już od początku rozgrywać z powrotem na stadionie przy ul. Bułgarskiej w Poznaniu.
Cueto w pierwszym składzie, ale niespodziewane ustawienie
Zgodnie z naszymi przewidywaniami Jacek Zieliński nie mogąc skorzystać z kontuzjowanego Jakuba Wilka, dał szansę gry od pierwszej minuty Andersona Cueto. Nie było zatem żadnej niespodzianki, jeśli chodzi o nazwiska w podstawowym składzie Kolejorza, ale jeśli chodzi o ustawienie to już tak. Zieliński zamienił pozycjami na boisku Dimitrije Injaca i Mateusza Możdżenia. Ten drugi mimo braku doświadczenia dostał dość odpowiedzialne zadanie, jaką jest gra na prawej obronie.
Bez względu na osłabienia w defensywie lechici mieli ten mecz wygrać głównie dzięki przewadze w ataku i pierwsze minuty meczu wyraźnie to potwierdzały. Już w 2. minucie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego do siatki trafił Ivan Djurdjević, ale sędzia słusznie gola nie uznał, odgwizdując spalonego.
W dalszej części trwał napór Kolejorza. Strzałami Zbigniewa Małkowskiego próbowali pokonać Robert Lewandowski, Sławomir Peszko i Tomasz Bandrowski, ale brakowało precyzji.
Od 15. minuty mecz stał się bardziej wyrównany – Korona zaczynała poczynać sobie coraz śmielej, atakując zwłaszcza stroną, za którą był odpowiedzialny Możdżeń, którego dość łatwo ogrywali Edi Andradina i Paweł Sobolewski. Na szczęście Lech miał w bramce Jasmina Buricia, który dzięki czujnej grze nie dawał się zaskoczyć.
W Lechu coraz aktywniejszy był Anderson Cueto, który łatwo mijał obronców gości, ale w decydujących momentach zamiast próbować podawać do lepiej ustawionych partnerów, uderzał na bramkę, ale bez efektu w postaci gola.
Buśkiewicz zmarnował "setkę"
Tuż po przerwie powinno być 1:0, ale dla Korony. Edi czysto odebrał piłkę Ivanowi Djurdjeviciowi i zagrał do niepilnowanego Pawła Buśkiewicza. Ten miał przed sobą już tylko Jasmina Buricia, ale zamiast uderzać z pierwszej piłki, najpierw chciał ją przyjąć. Bośniacki bramkarz Lecha wykorzystał to – wybiegł z bramki i w ostatniej chwili zdołał złapać płaskie uderzenie zawodnika Korony.
W następnych minutach niewiele się działo. Cała siła ognia Lecha podobnie jak w poprzednich meczach opierała się głównie na Peszce i Lewandowskim. Zirytowany samolubnością Cueto, Jacek Zieliński zdecydował się zdjąć Peruwiańczyka, a w jego miejsce wprowadzić Tomasza Mikołajaczaka. W tym momencie wielu kibiców wydało z siebie jęk zawodu, bo czego by nie mówić o Cueto, przynajmniej wypracowywał sobie sytuacje strzeleckie, czego nie można powiedzieć o grze byłego napastnik Nielby w poprzednich spotkaniach Kolejorza.
Wejście rezerwowego smoka
Tymczasem to właśnie Mikołajczak okazał się zbawieniem Lecha. W 77. minucie po idealnej centrze z rzutu rożnego młody napastnik lekko trącił piłkę, która po chwili wylądowała w siatce obok bezradnego Małkowskiego.
Gdyby ktoś kręcił nosem, że to był czysty przypadek, w którym piłka jedynie szczęśliwie odbiła się od głowy zawodnika, 10 minut później Mikołajczak potwierdził, że drzemią w nim olbrzymie możliwości. Po dokładnym podaniu od Roberta Lewandowskiego młody napastnik przedarł się prawą stroną, minął zwodem Nikolę Mijajlovicia i przed sobą miał już tylko bramkarza. Mimo ostrego kąta i wybiegającego Małkowskiego, Mikołajczak zachował zimną krew – zamiast uderzać na siłę, lekkim technicznym strzałem przelobował golkipera, a piłka wpadła do siatki tuż przy słupku. Aż trudno uwierzyć, że autorem gola był piłkarz, dla którego jest to pierwszy sezon w ekstraklasie – tak spokojnym zachowaniem w podbramkowej sytuacji potrafi się popisywać chyba tylko Tomasz Frankowski z Jagiellonii Białystok.
- Tomek długo był przybity tym, że wcześniej ani razu nie potrafił trafić do siatki, a dziś został bohaterem – chwalił strzelca po meczu trener Zieliński.
Gol na 2:0 w 87. minucie rozstrzygnął losy meczu, choć dużo nie brakowało, a Mikołajczak mógłby nawet skompletować hat-tricka, ale w jednej z ostatnich akcji był na minimalnym spalonym. Ostatecznie Lech wygrał zatem 2:0.
Prezent na urodziny Mikołajczaka
Najbardziej oblegany był po meczu oczywiście główny bohater, czyli Tomasz Mikołajczak, który dzień wcześniej obchodził 22. urodziny.
- Wszyscy życzyli mi przez to gola i po pierwszej bramce poczułem ulgę – opowiadał po meczu strzelec obu bramek. - W drugiej sytuacji miałem już trochę luzu i udało się podwyższyć prowadzenie. Miałem nawet szansę na hat-tricka i choć sędzia odgwizdał spalonego, to jednak i tak nie trafiłem w bramkę.
- Gdybyśmy tak zaprezentowali się tydzień temu z Piastem, to mielibyśmy dziś dwa punkty więcej – przyznawał Jacek Zieliński - Mamy teraz w miarę spokojne święta, a trzecie miejsce to niezła pozycja wyjściowa do ataku na wiosnę, choć wszyscy liczyliśmy na więcej.
Niezależnie od wyniku niedzielnego meczu Legii Warszawa z Arką Gdynia, wiadomo, że Kolejorz zakończy rok na trzeciej pozycji w tabeli ze stratą 8 punktów do prowadzącej Wisły Kraków.
Lech Poznań - Korona Kielce 2:0 (0:0)
Bramki: 77., 87. Mikołajczak.
Żółte kartki: Możdżeń, Bandrowski - Wilk.
Sędziował: Marcin Borski (Warszawa)
Lech: Burić - Możdżeń, Bosacki, Djurdjević, Kamiński - Peszko, Bandrowski, Injac, Cueto (63. Mikołajczak) - Stilić (85. Zapotoka) - Lewandowski (90. Szałek).
Korona: Małkowski - Markieiwcz, Malarczyk, Hernani, Mijailović - Kiełb (68. Łatka), Vuković, Wilk (82. Cichos), Sobolewski - Buśkiewicz (73. Konon), Edi.
To był ostatni mecz Lecha we Wronkach.
Aby obejrzeć wszystkie zdjęcia, kliknij w miniaturki pod artykułem.
Pokaż swoje stylizacje wygraj udział w pokazie Fashion in Charge | informacje, porady, konkursy | sprawdź gdzie się bawić |
Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?