Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Malta 2009: Noc z tanecznymi premierami

Lilia Łada
Lilia Łada
Przez jedną noc podczas Malty Polski Teatr Tańca otwiera swoje podwoje: dziedziniec, klasy i korytarze szkoły baletowej zamieniają się w sale teatralne, a święto tańca trwa do północy...

W tym roku Noc Premier rozpoczął spektakl "of(F)love" Pauliny Wycichowskiej. To rozbudowana i wzbogacona o scenografię wersja spektaklu, który powstał spontanicznie w ramach Salonu Muzycznego na Zamku. Inspiracją do niego był Ogród Miłości z wiersza angielskiego poety Williama Blake'a, a tworzyło go sześć postaci przeciwstawnych, jednocześnie uzupełniających się wzajemnie i tworzących razem mikroświat Ogrodu Miłości.

Jednak nie jest to ogród bez wad - a może raczej należałoby powiedzieć: raj bez węża? Tylko że w tym przypadku tym, co burzy doskonałość miejsca, są sami ludzie. Fascynujące jest obserwowanie poszczególnych, precyzyjnie nakreślonych scen przedstawiających typowe ludzkie wady i przywary: od zazdrości i kłótliwości po otwarcie się na drugiego człowieka i odkrycie, że to nie ten człowiek...
Ascetyczna scenografia w bieli i czerni dodaje spektaklowi głębi, a oszczędna kolorystyka paradoksalnie podkreśla urok mitycznego ogrodu. W obecnej wersji spektakl jest znacznie bogatszy, pełniejszy i dojrzalszy - i znacznie bardziej niepokojący... 

Kolejną premierą tego wieczoru była "Balladyna" w choreografii Agaty Ambrozińskiej - Rachuty, która była dowodem na to, jak wiele można przedstawić mając do dyspozycji tancerki, minimalistyczną scenografię i głos Michała Żebrowskiego w tle... Wydawałoby się, że skomplikowana historia miłosnej gry, namiętności i samotności dwóch dziewcząt oraz jednego niezdecydowanego mężczyzny jest nie do pokazania przez dwie osoby w ciasnej przestrzeni klasy szkoły baletowej. Nic bardziej mylnego.  Karina Adamczak - Kasprzak i Agata Ambrozińska - Rachuta jako Alina i Balladyna z niesamowitą precyzją i doskonałością odegrały wielki poemat kobiecej miłosci i samotności, rozpaczy przechodzącej w euforię i rozterek między siostrzaną miłością a nienawiścią do rywalki... Precyzyjne, drobne gesty oddające całe morze emocji targających bohaterkami urzekały swoją wyrazistością i ekspresją. Doskonały spektakl - doskonałe wykonanie.

"3x3", premiera w choreografii Agnieszki Błachy, to efekt fascynacji tancerki i choreografki malarstwem - a może bardziej jego mistycznym klimatem - Jacka Malczewskiego. Szczególnie urzekło ją  przejmujące piękno, głębia i groza postaci kobiecych stworzonych przez artystę, bo jej zdaniem jak nikomu innemu udało mu się oddać złożoność kobiecości jako takiej. Ale kobiety Agnieszki Błachy są pełniejsze i bardziej wyraziste, realne - cóż, w końcu stworzone przez kobietę, która z natury swej istoty wie, o czym mówi...
Jej kobiety odzwierciedlają całe bogactwo kobiecej duszy i wszystkie etapy życia kobiety - od bezmyślnej i bezkompromisowej młodości po surowość, zdecydowanie i dojrzałość kobiety - matki. To jeden z tych spektakli, nad którymi warto się zastanowić - i do którego warto wrócić.

Oglądając „Mata” Pawła Malickiego nie sposób pozbyć się nasuwających się wraz z tytułem marynistycznych skojarzeń – jest ascetyczna scenografia wyrastająca pośród spowitego dymem niczym gęsta mgła nad pustym po horyzont morza, jednoznacznie przywodząca na myśl kiosk łodzi podwodnej i jest tez główny bohater – początkowo ubrany i poruszający się z nonszalancją typową wilkom morskim. I są to skojarzenia uzasadnione, rzecz bowiem dotyczy uzależnienia od pasji. Gdy oddajemy się jakiemuś zajęciu z oddaniem nawet nie zauważymy, że pochłania nas ono całkowicie. Nie możemy powiedzieć już tylko o profesji, zawodzie – jesteśmy marynarzem, aktorem, dziennikarzem…

Nawet gdy zechcemy skończyć z tym wszystkim, zmienić swoje życie - to nam się to nie uda. O tym wszystkim Paweł Malicki opowiada ekspresyjnym tańcem – umiejętnie przedstawiając stany pełne euforystycznej fascynacji, dramatyzm prób wejścia w nową rolę (a raczej raz przemyślane, raz bardzo chaotyczne próby  porzucenia dotychczasowej), walkę z własnymi emocjami i w końcu zniechęcenie, poddanie się, bezsilne zastygnięcie spętanego gigantyczną pępowinę własnych pragnień, zachowań stylów bycia.


Fragment "Balladyny"

Karolina Wyrwał w krótkim przedstawieniu „Solo na dwie osoby” skupia się na dwoistości ludzkiej postaci. W każdym z nas żyją dwie różne osoby – spójne w ruchach, gestach, wręcz zjednoczone i niezauważalne dla innych. Jednak bywa tak, że osobowość się rozpada – jednolitość ruchów przestaje dawać złudzenie jedności – każda z postaci podąża własną drogą. Tańczące Katarzyna Kumińska i Karolina Wyrwał posługują się całym ciągiem sekwencji ruchowych tworzących logiczny i konsekwentny schemat fabularny. Niestety, widzowie zostali pozbawieni komfortu oglądania – stłoczeni wzdłuż wąskiej sali prób albo nie widzieli nic, albo też obserwować mogli wąskie wycinki scenicznej rzeczywistości. 

Debiut choreograficzny Daniela Stryjeckiego można określić jako efekciarski i niezwykle efektowny. Tytuł – „DSM – IV 301.81” jest oznaczeniem zaburzenia osobowości typu B – opisywanej jako osobowość narcystyczna, w której występuje „wzorzec zachowań zdominowany nastawieniem wielkościowym, potrzebą bycia podziwianym, brakiem empatii i niezdolnością przyjęcia perspektywy innych osób”. I zgodnie z tą definicją oglądamy Daniela Stryjeckiego tańczącego ze zmultiplikowanym na wideo samym sobą – tak jakbyśmy oglądali na gigantycznym ekranie teledysk. Projekcje wideo były już wykorzystywane w scenografiach powstałych w Atelier Polskiego Teatru Tańca przedstawień – jednak chyba po raz pierwszy na taką skalę wystąpiły w roli głównej. Dzięki nim Daniel Stryjecki zabiera nas w dziwną i wciągającą podroż po innych stanach świadomości – perfekcyjnie dopracowany ruch oddaje wszystkie uczucia i myśli postaci. I oprócz zapewnienia doskonałej rozrywki zmusza do zastanowienia, czy może faktycznie dookoła nas – zamiast innych ludzi – są tylko nasze odbicia.

Polski Teatr Tańca przeżywał tej nocy prawdziwe oblężenie - do tego stopnia, że nie wszystkim, którzy kupili bilety, udało się wejść na wybrane spektakle o wybranych godzinach, a na niektórych przedstawieniach nie tylko nie było gdzie usiąść, ale nawet gdzie stanąć.  Najwyraźniej lawinowy natłok widzów przerósł oczekiwania organizatorów i możliwości lokalowe szkoły baletowej. Ale przy okazji jest to kolejny, mocny dowód na to, że temu teatrowi niezbędna jest nowa, i to znacznie większa siedziba.

Współautor: Radek Rakowski


od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto