MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Musimy tylko dobrze grać

PAT
Andrzej Juskowiak (drugi z prawej) marzy o tym, by w końcu przestały go prześladować kontuzje.
Andrzej Juskowiak (drugi z prawej) marzy o tym, by w końcu przestały go prześladować kontuzje.
Pod koniec ubiegłego roku w Poznaniu przebywali dwaj byli gracze Lecha Poznań, obecnie występujący w Bundeslidze, Andrzej Juskowiak (VfL Wolfsburg) i Artur Wichniarek (Arminia Bielefeld).

Pod koniec ubiegłego roku w Poznaniu przebywali dwaj byli gracze Lecha Poznań, obecnie występujący w Bundeslidze, Andrzej Juskowiak (VfL Wolfsburg) i Artur Wichniarek (Arminia Bielefeld).

Obaj chętnie przyjęli nasze zaproszenie do wielowątkowej rozmowy.

Pretekstem do wymiany poglądów okazał się obiad w poznańskiej Restauracji ,,Sphinx’’ na Starym Rynku. Dzięki uprzejmości dyrektora Macieja Melewskiego i kierownika sali Marka Bresia mogliśmy dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o reprezentacji, konkurencji w niemieckiej lidze oraz blaskach i cieniach futbolowego życia. Z sympatycznego spotkania z kuchnią arabską może zrodzić się nawet cykl spotkań ze znanymi sportowcami. Skorzystają na tym na pewno Czytelnicy ,,Gazety Poznańskiej’’. Tymczasem zapraszamy do lektury wywiadu z czołowymi polskimi piłkarzami.

Wolfsburg to chyba najbardziej polski klub w Bundeslidze. Nawet jak kupuje Argentyńczyka, to musi mieć on polskie nazwisko, w tym przypadku Klimowicz. Skąd się wzięła ta sympatia do Polaków?

A.J. Na dobrą markę musieliśmy po prostu sami zapracować. Rzeczywiście musimy mieć dobre notowania, skoro menadżerowie klubu interesowali się także Jackiem Bąkiem, Piotrem Świerczewskim i Pawłem Kryszałowiczem. Ten ostatni okazał się jednak dla naszych działaczy za drogi.

To dziwne, bo przecież coraz częściej mówi się o tym, że budżet Wolfsburga już niedługo ma być porównywalny z tymi w czołowych klubach niemieckiej piłki...

A.J. Nie zawsze możliwości finansowe przekładają się na transfery. My początkowo mieliśmy grać w niezmienionym składzie, ale po kiepskim starcie zdecydowano się na sprowadzenie trzech zawodników. Klimowicz, którego dziadek był Polakiem, kosztował ponoć 6-7 mln marek, ale w Argentynie twierdzą, że nawet 10. Tak czy inaczej był to najdroższy transfer w historii Wolfsburga. Wniosek z tego taki, że nam piłkarzom trudno ocenić, jakie są rezerwy finansowe klubu, w którym gramy. Z drugiej strony fakt rozpoczęcia budowy nowego stadionu, który ma być oddany do użytku w listopadzie 2002 r., świadczy o tym, że koncern Volkswagena ma się dobrze.

Największym pana problemem od początku sezonu są kontuzje? Jak wytłumaczyć te dolegliwości?

A.J. Na pewno nie wynikają one ze złego przygotowania do sezonu. Przed inauguracją miałem bowiem najlepsze wyniki od pięciu lat. Wszystko zaczęło się od meczu w Pucharze Intertoto w Mińsku. Potem była zła diagnoza lekarzy klubowych. Dopiero wizyta u lekarza Bayernu Monachium doprowadziła do tego, że mogłem normalnie chodzić. Niestety po wyleczeniu kontuzji kolana odnowiła mi się kontuzja kręgosłupa sprzed trzech lat. Generalnie jednak dają o sobie znać przeciążenia. Organizmu nie da się oszukać i widać to także po innych zawodnikach, grających w
Bundeslidze.

Mimo profesjonalizacji polskiej piłki wciąż nasi piłkarze, trafiający po raz pierwszy do innej ligi, podkreślają, że doświadczają uczucia dwóch światów. Na czym polega więc różnica między Bundesligą a rodzimym futbolem?

A.J. Przede wszystkim na konkurencji. W naszym zespole kadra liczy 34 zawodników. Łatwo sobie wyobrazić jak trudno trafić do podstawowej jedenastki. Polacy nie są najczęściej przygotowani do ostrej rywalizacji na treningach, gdyż w kraju mają status gwiazdy i nie muszą trenerowi udowadniać swojej przydatności do drużyny. U nas w Wolfsburgu nie ma natomiast sentymentów. Bułgar Petrow, kupiony za 6,5 mln marek, już po dwóch meczach znalazł się na ławce rezerwowych.

Arminia Bielefeld nie ma tak dobrej sytuacji finansowej jak Wolfsburg. Czy to prawda, że rozważana jest pana sprzedaż, by podreperować budżet klubu?

A.W. Nie sądzę, ponieważ mój transfer mógłby poprawić finanse tylko w perspektywie 3-4 miesięcy. Znacznie więcej pieniędzy może wpłynąć do klubowej kasy po awansie do I ligi, a cel ten będzie chyba łatwiej zrealizować ze mną w składzie niż beze mnie. Poza tym Eintracht Frankfurt też przeżywa kłopoty finansowe, a mimo to nie zamierza pozbywać się Pawła Kryszałowicza.

Z nim właśnie rywalizuje pan o koronę króla strzelców 2.Bundesligi. Czy po każdej strzelonej bramce dzwonicie do siebie?

A.W. Utrzymujemy ze sobą kontakt, ale nie polega on na opowiadaniu jak się zdobyło kolejnego gola. Miłe jest natomiast to, że dwóch Polaków liczy się w klasyfikacji najlepszych snajperów w niemieckiej lidze. Na wszystkie bramki trzeba też jednak patrzeć przez pryzmat korzyści dla drużyny. Jeśli walczymy o awans, nie mogę jedynie myśleć o powiększeniu swojego konta bramkowego. Wiem, że napastnik w polu karnym musi być egoistą, ale nie wolno mu przy tym zapominać o interesie całego zespołu.

Czy każdy gol jest premiowany w Bundeslidze dodatkową premią?

A.J. Może kiedyś tak było. Obecnie jednak nic takiego nie wchodzi w rachubę. Ponadto w ostatnim czasie bardzo zmieniła się rola napastnika. Trener reprezentacji Niemiec, Rudi Voeller, opowiadał, że on sobie nie przypomina, by jako zawodnik musiał przy stałych fragmentach gry wracać na własne pole karne. Dzisiaj to już norma, zwłaszcza w Bundeslidze, preferującej agresywną grę na całym boisku.

Czy w Niemczech obcokrajowcy są tak samo traktowani jak miejscowi piłkarze?

A.W. Nie ma na pewno dyskryminacji jakiejś narodowości, ale na pewno piłkarz zagraniczny musi prezentować się nieco lepiej od niemieckiego zawodnika na swojej pozycji.

A.J. O uprzedzeniach nie ma mowy, bo niemal wszyscy trenerzy pochodzą z Niemiec i starają się zachować obiektywizm. Na pewno nie popierają Jugosłowian kosztem Polaków czy też odwrotnie. Inna kwestia to nauka języka niemieckiego. Jego znajomość ułatwia kontakt z kolegami, działaczami i kibicami. Najgorzej z niemieckim radzą sobie Brazylijczycy, choć nie dotyczy to wszystkich piłkarzy z tego kraju.

Jak oceniacie postawę Lecha Poznań na półmetku rozgrywek?

A.W. Na pewno jest ona zaskoczeniem dla wszystkich. Kilka spotkań lidera II ligi obejrzałem w Canal + i muszę przyznać, że byłem pod wrażeniem. Już teraz drużyna z Bułgarskiej mogłaby z powodzeniem grać w ekstraklasie. Może nie w czołówce, ale w środku tabeli z pewnością tak. Wszystko wskazuje na to, że Lech już niedługo znowu będzie się liczył w kraju.

A.J. Dla mnie niezrozumiałe jest to, że Lech w ogóle gra w II lidze. Wielkie zainteresowanie kibiców świadczy o tym, iż miejsce poznańskiej jedenastki jest tylko w ekstraklasie. Tego potencjału i zaufania poznaniaków nie można zmarnować.

Pamiętam jak grałem w Sportingu Lizbona, to na każdym meczu było 80 tysięcy widzów. Potem jednak portugalski futbol pogrążył się w skandalach. Zbiegło się to w czasie z ekspansją transmisji telewizyjnych i efekt jest taki, że teraz przychodzi na mecze trzy razy mniej ludzi. Tylko derby stolicy wywołują jeszcze emocje, u szalonych na punkcie piłki, Portugalczyków.

Czy pół roku wystarczy, żeby udowodnić swoją przydatność do reprezentacji?

A.J. Planowane są trzy mecze sparingowe kadry przed finałami MŚ. Moim zdaniem będzie więc jeszcze niejedna okazja, by przekonać do siebie Jerzego Engela. Ma on swoją wizję i koncepcję zespołu. Sprawdziła się ona w eliminacjach i trudno ją krytykować, nawet jeśli niektóre decyzje personalne trenera wydają się kontrowersyjne. W ataku trzy miejsca są już raczej zajęte przez Olisadebe, Kryszałowicza i Żewłakowa. Wszystkie spekulacje mogą jednak pokrzyżować kontuzje.

A.W. Liczę, że o powołaniach do reprezentacji decydować będzie forma w ligowych rozgrywkach. Jeśli wciąż będę w wysokiej formie, to powinienem znowu dostać szansę gry w kadrze. Nie przywiązywałbym wagi do mojego połówkowego występu w pojedynku z Kamerunem. Gdybym nawet strzelił dwie bramki, to mógłbym w kolejnych trzech meczach wypaść bardzo blado. Mogłoby być też zupełnie odwrotnie.
Poza tym awans do MŚ wywalczyła określona grupa zawodników, podobnych do siebie pod względem charakterologicznym. Ciężko jest się przebić do niej komuś nowemu, aczkolwiek ja w Poznaniu nie spotkałem się ze złym przyjęciem i nie miałem problemów z adaptacją w zespole. W sumie nie pozostaje nam nic innego jak tylko dobrze grać.

Andrzej Juskowiak - 31 lat, wychowanek Kanii Gostyń, grał także w Lechu Poznań, Sportingu Lizbona, Olympiakosie Pireus, Borussii Moenchengladbach, obecnie występuje w drużynie Bundesligi, VfL Wolfsburg. 39 razy wystąpił w reprezentacji i strzelił w niej 13 bramek.
Artur Wichniarek - 25 lat, wychowanek Lecha Poznań, grał także w Aluminium Konin, Widzewie Łódź, obecnie występuje w trzeciej drużynie 2.Bundesligi, Arminii Bielefeld (w tym sezonie zdobył już 11 goli), 8 razy wystąpił w reprezentacji i strzelił w niej 2 bramki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Ważna zmiana na Euro 2024! Ukłon w stronę sędziów?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto