Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Olejnik: Nie ma obiektywnego dziennikarstwa!

Kuba Błoszyk
Kuba Błoszyk
Monika Olejnik dziennikarka radiowa, telewizyjna i prasowa była gościem Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w ramach obchodzonego corocznie „Dnia Kobiet Sukcesu”.

Na chwilę przed samym spotkaniem trzeba było zamienić salę na większą. Organizatorzy nie byli przygotowani na aż takie zainteresowanie oraz taką frekwencję. Jednak wszystko odbyło się bez problemu i już po paru minutach Monika Olejnik zasiadła w sali wypełnionej po brzegi słuchaczami.

- Dzisiaj my zadajemy pytania. Znacie państwo to stwierdzenie pani redaktor: „ja jestem od zadawania pytań.” Dzisiaj się role się odwracają - tymi słowami rektor uczelni Karol Olejnik przywitał Monikę Olejnik.

- Przede wszystkim dziękuję za zaproszenie. Nie spodziewałam się, że przyjdzie tak dużo osób. Nie żałuję, że wstałam dzisiaj rano, mimo że jest to jedyny dzień, kiedy mogę się wyspać. Także strasznie się cieszę, że państwo przyszli - w ten sposób autorka "Kropki nad i" podziękowała wszystkim zebranym. Następnie zaczęła odpowiadać na pytania od studentów. Kilka z nich przytaczamy poniżej.

Czy czuje się pani zagrożona przez tygodnik „Wprost” podobnym artykułem, jaki gazeta poświęciła Tomaszowi Lisowi?

Nie czuję się zagrożona przez tygodnik „Wprost”, ani przez inne tygodniki i gazety. Dziennikarze mogą być krytyczni wobec swoich kolegów dziennikarzy. Jak państwo wiedzą, to się dzieje. Jest konflikt między „Gazetą Wyborczą”, a „Rzeczpospolitą”, dziennikarze "Dziennika" i "Gazety Wyborczej" także się atakują, polemizują. Czy ja jestem specjalnie zagrożona? Nie zauważyłam tego.

Czy często ze względów kurtuazyjnych zaprasza pani do programu kogoś, za kim pani nie przepada?

Zapraszam do programów ludzi ze względów zawodowych. Oczywiście nie spotykam się tylko z tymi, których lubię i których szanuję, tylko z tymi, którzy aktualnie sprawują władzę czy też są w opozycji, są politykami, od których coś zależy. Jak każdy z nas mam większe i mniejsze sympatie. Staram się to oczywiście ukryć, ale nie ma czegoś takiego jak obiektywne dziennikarstwo. To jest zmyślone, ponieważ obiektywne dziennikarstwo polegałoby chyba na tym, żeby się zapytać, jak pan się czuje? Co pan dzisiaj jadł na śniadanie? Gdy już zaczynamy pytanie od dlaczego, to świadczy o tym, że nie jesteśmy już obiektywni.

Pani redaktor, chciałbym poddać panią pewnej próbie. Przenieśmy się w świat wyobraźni. Załóżmy, że stoi pani na czele rządu i teraz wykorzystując swoją wiedzę o politykach i zjawiskach politycznych zachodzących w Polsce proszę wymienić nam 5, może 7 osób, którymi otoczyłaby się pani, chcąc skutecznie rządzić Polską. Od razu zaznaczam, że nie muszą to być koniecznie politycy. Chciałbym, żeby kierowała się pani wykształceniem i osobowością.

Ministrem Finansów w moim rządzie byłby Marek Belka, szefem NBP – Leszek Balcerowicz, Ministrem Spraw Zagranicznych byłby Andrzej Olechowski, ministrem zajmującym się równouprawnieniem byłaby pani Magda Środa, Ministrem Edukacji byłaby Kazimiera Szczuka, a Ministrem Obrony Narodowej byłby Radosław Sikorski, a jego zastępcą Aleksander Szczygło.

W takim razie zostańmy dalej w tym świecie wyobraźni i gdy założymy, że zostanie pani redaktor naczelną jakiegoś centrum medialnego, jakieś dużej gazety bądź telewizji. Jakich dziennikarzy by pani do siebie przyjęła? Jakimi dziennikarzami by się pani otoczyła, z którymi by się najlepiej pracowało?

Kiedyś prowadziłam wywiady z Tomaszem Lisem i uważam, że jest on wybitnym dziennikarzem. Nie potrafiłabym być jednak redaktor naczelną. Nie potrafiłabym być szefem, dyrektorem, prezesem ponieważ trzeba to umieć robić, a ja tego nie potrafię. Ja jestem indywidualistką, tak więc nie odpowiem na pana pytanie, ale jest wielu wybitnych dziennikarzy, z którymi pracuję na codzień, z którymi kiedyś robiłam bądź robię wywiady. Nie wiem, jak spełnić pana marzenie, żeby pan miał pismo marzeń. Niestety trzeba wydawać 2-3 zł dziennie, żeby złożyć sobie tych idealnych dziennikarzy.

Czy zdarzyło się pani, że - jak to się mówi kolokwialnie - że zapomniała pani w czasie wywiadu „języka w gębie.”

Języka nie, ale zapomniałam imię. To było straszne. Siedział naprzeciwko mnie prof. Tomasz Nałęcz, a ja nie pamiętałam, że on ma na imię Tomasz.

No dobrze, w takim razie pociągnijmy ten wątek. Czy zdarzyło się pani, że rozmówcy przejęli inicjatywę i czy nie mogła jej pani później odzyskać?

Nie, nie zdarzyło mi się, ale muszę przyznać się przed studentami dziennikarstwa że popełniłam straszny błąd dziennikarski. Nie wiem, co mi przyszło do głowy … ale zaprosiłam do studia Dodę. Wydawało mi się, że to będzie niezwykle zestawienie, papież kina polskiego - pan Zanussi i Doda. Nic z tego nie wyszło, to był beznadziejny program, beznadziejny pomysł i nocami nie mogłam spać po tym programie. Może błąd też polegał na tym, że gdyby oni siedzieli razem ze mną w studiu, to jeszcze jakoś by to było. Niestety pan Zanussi był nieobecny, a Doda siedziała ze mną w studiu. To było koszmarne przeżycie, chociaż jest śliczną dziewczyną.

Niewątpliwie reprezentuje pani specyficzny styl. Styl, który doprowadził panią redaktor na wyżyny zawodu dziennikarskiego. Na ile trudno było ten styl przepchnąć i wylansować na początku drogi zawodowej? Na ile trudno było kogoś przekonać, na ile to był wkład własny, a na ile było coś narzucone z góry?

Nic nie jest narzucane z góry. Ja swoją karierę zawodową rozpoczęłam od tego, że byłam dziennikarką „Zapraszamy do Trójki”. Przez wiele lat robiłam tam reportaże radiowe, które uwielbiałam. Uważam, że to jest fantastyczna forma dziennikarstwa. Zarówno reportaże radiowe jak i telewizyjne są niedoceniane, ale dają bardzo wiele dziennikarzowi, który się tym zajmuje. Polityką zaczęłam się zajmować na przełomie lat 80 i 90. Mój styl nie jest wyuczony. Taki po prostu mam. Zadaję pytania takie, jakie zadają zwykli ludzie i mam zasadę, że pytanie nie może być za długie, bo wiem, że rozmówca nie zapamięta końca pytania. Nie ma sensu również podczas zadawania pytań chwalić się swoją wiedzą.

Co jest najtrudniejsze w procesie przygotowywania programu? Czy pamięta pani jakąś zabawną historię związaną z przygotowaniami?
Do programu przygotowuję się czytając codziennie gazety i robiąc research. Rozśmiesza mnie to, jak ludzie zmieniają się przez lata, jak zmieniają swoje poglądy. Żeby być dziennikarzem trzeba dużo czytać, dużo myśleć i śledzić zjawiska, które dzieją się wokół nas. Nie dać się podprowadzić politykom, ponieważ politycy często chcą grac dziennikarzami, często sprzedają informacje, które są dla nich dobre. Trzeba sprawdzić informacje w wielu źródłach zanim się ją opublikuje.
Przypominam sobie taką zabawną historię, kiedy byłam reporterką w radiowej Trójce. Pewnego dnia czytałam „Gazetę Wyborczą” i na pierwszej stronie zobaczyłam informacja: „Leksztoń nie żyje”. Byłam reporterem radiowym, który rano miał sprawdzać co się dzieje i rozszerzać te informacje, więc pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, to zadzwoniłam do państwa Leksztoniów i okazało się, że pan Leksztoń żyje. Zadzwoniłam do mojego kolegi z „Gazety Wyborczej”, który był autorem tego tekstu i mówię: „Słuchaj przecież Leksztoń żyje” na co on „O k… niemożliwe". Zabawne sytuacje również zdarzają mi się z Nelly Rokitą, która strasznie mnie rozśmiesza i nawet nie z tego powodu, że ona mówi w taki, a nie inny sposób - ponieważ jest to zrozumiałe. To, co mówi i to, jak myśli jest nie do uwierzenia. Pamiętam jak Nelly Rokita w czasie wyborów parlamentarnych przyszła do mnie i na dzień przed wyborami powiedziała, że platforma musi przegrać, bo nie da sobie rady z rządzeniem. To mówiła żona Jana Rokity, który miał być premierem z Krakowa. To, co się w jej głowie dzieje, jest nie do przewidzenia dla dziennikarza. Można w ogóle się nie przygotowywać, nie brać żadnej kartki i w ogóle nic nie czytać na jej temat, ponieważ ona zawsze zaskakuje.
Jednak najbardziej zabawna anegdota kojarzy mi się z Jarosławem Kaczyńskim.
Miałam na ręku zegarek, taki bardzo bogaty powiedzmy, i prezes patrząc na ten zegarek mówi: „Jaki piękny zegarek. Też kiedyś mieliśmy dużo biżuterii, jednak musieliśmy ją sprzedać. Ja mówię: „Roberto Cavalli”. Na to prezes: „Znam to nazwisko”.

Sale rozbrzmiewały salwy śmiechu rozbawionych studentów. Monika Olejnik dostała od rektora kosz pięknych kwiatów oraz ogromną owację od zgromadzonych. Na koniec ustawiła się kolejka po autografy.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto