PKS niczym przysłowiowy kot w worku

Istnieje również możliwość, że miasto może jedynie obejść się smakiem, gdyż okazuje się, że o PKS konkuruje komercyjny inwestor, który akcje spółki chce po prostu... kupić.

- W tym wypadku Ministerstwo Skarbu Państwa nie będzie miało żadnych wątpliwości co do sprzedaży tych akcji - mówi Beata Kocięcka z Biura Nadzoru Właścicielskiego miasta.

Narazie jednak o tajemniczym inwestorze nic więcej nie wiadomo, mimo to nawet jeśli PKS stanie się własnością miasta pojawia się wiele niejasności.

Przede wszystkim nasuwa się jedno pytanie. Jeśli miasto zdecyduje się przejąć spółkę to... co dalej? Tutaj pojawiają się dwie możliwości - restrukturyzacja, bądź prywatyzacja spółki.

Jeżeli chodzi o restrukturyzację, to wiąże się ona z poważnymi kosztami. Tabor PKS składa się ze 144 pojazdów, z czego ich średni wiek to aż 14 lat i tylko 10 z nich spełnia europejskie standardy emisji spalin EURO 4.

Nic więc dziwnego, że radni są raczej za odsprzedaniem spółki, gdyż z zebranych informacji wynika, że od 2008 roku przychody PKS znacznie maleją.

Kolejna rzecz to tak naprawdę brak szczegółowych informacji dotyczących zysków płynących z usług świadczonych przez przewoźnika.

- Wychodzi na to, że kupujemy kota w worku - mówi Wojciech Majchrzycki, przewodniczący Komisji Budżetu i Finansów oraz Rozwoju Gospodarczego. - Nie mamy pojęcia, co tak naprawdę zastaniemy po przejęciu spółki oraz nie znamy wizji jej dalszego rozwoju.

Radni doszli do wniosku, że na wiele pytań nie ma odpowiedzi, także dalsza debata na temat przyszłości PKS została przełożona na kolejne posiedzenie komisji, które odbędzie się 1 lutego.