Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Totentanz prosił o eutanazję (zdjęcia)

Redakcja
Zespół Totentanz nie ma szczęścia do koncertów w Poznaniu. Ich czwartkowy występ w Blue Note przyciągnął zaledwie garstkę fanów.

Zacznijmy od słowa. "Eutanazja" to słowo z greki oznaczające "dobra śmierć". W rozważaniach, które tu nastąpią, będę przez eutanazję miała na myśli nie zabicie człowieka na jego żądanie przez lekarza, a prośbę zespołu o jak najszybsze zabicie koncertu. Definicja ta wymaga krótkiego komentarza. Mówię, po pierwsze drastycznie o zabiciu, by nie stosować eufemizmów (takich np. jak "przyspieszenie końca" lub "pomoc w agonii"). Dlaczego tak? Poniżej opiszę to, co się zdarzyło 12 kwietnia w klubie Blue Note.

Jako support wystąpił zespół Jackknife. Trudno im się grało w sytuacji, gdy po sali krzątały się 3-4osoby z piwem, a reszta zajmowała stoliki z tyłu i rozmawiając. Mimo iż cały zespół chyba dopiero od niedawna może kupować w sklepie alkohol, na scenie wydają się być już od dawna. Nie miałam nic do zarzucenia ani grze, ani wokalistce. Poza tym, że nie lubię żeńskich głosów i wymyślnych tekstów, nie drażniła mnie ta kapela.

Support zszedł ze sceny zabierając swoje zabawki, ale ludzi nie przybywało. Nagle pojawili się na scenie panowie z Totentanz. Bez żadnego zapowiadania chwycili instrumenty i ... cisza. Kilka sekund przeznaczyli na ocenę sytuacji.

- Zaczniemy, jak wszyscy przyjdziecie pod scenę, jesteście, więc chcieliście tu być, my mogliśmy zostać na zapleczu i nie wyjść, prawda? – pytali retorycznie. – Zapraszamy support i barmanów pod scenę, niech choć trochę wygląda, że jest lepiej niż jest. My zagramy, jak ci siedzący przy stolikach podniosą się i podejdą tu do nas. Zapraszamy!

Właśnie tak zaczął się koncert!. Pod sceną znajdowało się (policzyłam na zdjęciu) około 20 osób, Może jeszcze z 5-6 na końcu sali.

Tekst „Marionetki” podchwyciło nieśmiało kilka osób z pierwszych rzędów, później nie było lepiej. Basista i wokalista próbowali wycisnąć entuzjazm i energię z garstki przybyłych, zachęcali wszystkich do wspólnej zabawy. "Ostatni raz" Rafał Huszno śpiewał mocno, agresywnie i czysto, chociaż Blue Note okazał się być jak "Zimny dom". Dodając do swojego repertuaru rockowego ognia zaśpiewał też, że mimo wszystko "Przeżyjemy zło". Właśnie wtedy, już na koniec podstawowej części koncertu zespół poprosił publikę o... "Eutanaję" i zszedł ze sceny. Publiczność nie do końca uwierzyła, że to już koniec.

Muzycy wydali z siebie jeszcze "Tylko krzyk", po czym zupełnie zrezygnowani opuszczali scenę. Ludzie jakby się lekko ocknęli, poprosili o bis, może niezbyt zdecydowanie, ale zdołali ostatkiem sił Totentanz zmusić do wykonania jedynie "Zawołać", bo jak zwykle w czwartki w Blue Note w szatni czekała już dyskotekowa brać oczekująca na swoją imprezę.

I tak dokonała się eutanazja. Chłopcy pozbierali swoje instrumenty i w pół godziny zniknęli. Była może godz. 21:35, a przecież co jak co, ale koncert bardzo dobrze brzmiał. Ostra perkusja, kąśliwe gitary, zmasowane tłusto brzmiące akordy i mocny wokal – to było to, co skromna garstka zebranych dostała bez specjalnego proszenia.

Totentanz nie ma szczęścia do Poznania – wszystkie ich koncerty odbyły się przy mizernej publiczności. Chyba jednak ten koncert rozczarował jeszcze bardziej, było po prostu tragicznie. Cóż, właśnie dlatego jestem na „tak” dla eutanazji – w takich chwilach chciałabym móc ulżyć zespołowi.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto