Budynek przy ulicy Wspólnej, który powstał w 1926 roku, jest w całości własnością miasta. Mieszka w nim 15 rodzin. Marlena Bratkowska (imię i nazwisko zmienione) wprowadziła się do niego w 2002 roku. Wynajęła wtedy niezamieszkały wcześniej lokal na poddaszu. I przerobiła stary strych na mieszkanie.
– Urządziłam lokal z myślą, że być może będę w nim mieszkać dożywotnio – mówi Marlena Bratkowska. – Na własny koszt wymieniłam nawet kominy. Na początku byłam bardzo zadowolona, bo mam stąd blisko do pracy, a okolica jest spokojna. Jednak po kilku latach dach budynku zaczął się po prostu sypać.
Zaczęło się od tego, że w 2006 roku pani Bratkowska, wychodząc do pracy, zastała w swoim aucie wybitą szybę. A wewnątrz pojazdu znalazła dachówki. I okazało się, że na chodniku jest ich znacznie więcej. Później na sufitach i ścianach mieszkania Bratkowskiej pojawiły się zacieki. Kobieta wystąpiła więc do Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych o przeprowadzenie remontu dachu. Ale, jak twierdzi, miasto nie przystało na jej prośbę. ZKZL utrzymuje z kolei, że wystąpił do spółki Feroma – ówczesnego zarządcy budynku – o sprawdzenie stanu dachu. A Feroma miała dokonać niezbędnych napraw.
Jednak, podczas opadów deszczu, dach u pani Bratkowskiej nadal przeciekał. Kobieta zwróciła się więc do powiatowego inspektora nadzoru budowlanego. A ten w czerwcu 2007 r. nakazał miastu m.in. naprawę pokrycia dachowego, przemurowanie kominów, skucie i uzupełnienie elewacji.
– Kontrola przeprowadzona przez PINB w marcu 2008r. potwierdziła zakończenie prawie wszystkich nałożonych w decyzji prac naprawczych – utrzymuje Magdalena Gościńska, rzecznik ZKZL. – Pozostało tylko uzupełnienie kolejnych wskazanych przez lokatorkę luźnych dachówek oraz kolejnych miejscowych odparzeń tynku.
Jednak już w maju 2008 r. PINB, by skłonić miasto do wykonania wszystkich napraw, nałożył na ZKZL grzywnę. A podczas kolejnej kontroli znów nakazał naprawę pokrycia dachu.
– Takie miejscowe łatanie i wymiana dachówek miały miejsce kilka razy – opowiada Marlena Bratkowska. – Ale co z tego, skoro zaraz potem odpadały kolejne dachówki, a ja podczas ulewy musiałam ustawiać w pokoju miski?
To, że decyzji inspektora nadzoru budowlanego nie wykonano w całości, a wykonane prace nie były wystarczające, PINB potwierdził jeszcze w maju ubiegłego roku. Po kolejnych naprawach we wrześniu inspektor uznał stan budynku za zadowalający. Ale już w listopadzie znów nakazał ZKZL kolejną naprawę dachu. A Marlena Bratkowska zdecydowała się pójść do sądu.
Sam ZKZL przyznaje, że stan budynku przy ul. Wspólnej nie jest dobry. Ale w odpowiedzi na pozew stwierdza, że najemca nie ma prawa domagać się od właściciela remontu. I nawet jeśli mieszkanie zajmowane przez panią Bratkowską niszczeje, to niszczeje własność miasta. ZKZL uznał też, że nie przeprowadzi remontu, bo lokatorzy chcą wykupić mieszkania.
– Budynek został wytypowany do kompleksowej renowacji – tłumaczy Magdalena Gościńska. – Ale na to nie zgodzili się najemcy, chcący wykupić z bonifikatą zajmowane lokale. Aż 14 spośród 15 najemców złożyło wniosek i zadeklarowało gotowość przeprowadzenia remontu przez wspólnotę mieszkaniową, którą będę tworzyć.
Na takie tłumaczenie nie przystaje pani Bratkowska i jej radca prawny.
– Czym innym jest remont, a czym innym renowacja – mówi radca Sławomir Kubat. – Podczas renowacji mieszkańcy musieliby się wyprowadzić, a tego nie chcą. Ale porozumienie miasta ze wspólnotą, która nie istnieje, nie ma żadnej mocy prawnej. A to, że lokatorzy chcą kupić mieszkania, nie zwalnia właściciela z obowiązku utrzymania budynku w należytym stanie technicznym.
Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?