Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Uwolnić twórczość!

Redakcja
Artykuły, które można legalnie przedrukowywać? Fotografie, rysunki ze zgodą nie tylko na publikację, ale i przeróbki? To już rzeczywistość! Ukazał się pierwszy numer magazynu Take Me.

Pomysł wydania magazynu Take Me wziął się ze sprzeciwu wobec fikcyjności ochrony, jaką twórcom daje polskie prawo autorskie. – Jest ono mocno nieprzystosowane do realiów, w jakich wszyscy żyjemy – twierdzi Marta Molińska z redakcji magazynu Take Me. – Wpadliśmy na pomysł, że skoro twórcy, zwłaszcza młodzi, nie mogą liczyć na prawną ochronę swoich dzieł, to dlaczego nie mieliby ich „uwolnić” z własnej woli.

I tak powstała idea Take Me – magazynu poświęconego przede wszystkim młodej sztuce, w którym znaleźć można nie tylko prezentacje twórczości młodych grafików, malarzy, fotografików, czy też materiały poświęcone różnym dziedzinom sztuki, ale – co najważniejsze – uwolnione dzieła. Część opublikowanych materiałów ma oznaczenia LTM i LMM. To skróty od angielskich oznaczeń Licence Take Me oraz Licence Make Me.

- Czasopismo to dwie trzecie tego, co szumnie nazywamy ideą – wyjaśnia Marta Molińska. – Później jest jeszcze strona internetowa i autentyczne uwolnienie treści.

Dwa sposoby wolności

W miesiąc po premierze danego numeru wszystkie materiały oznaczone licencjami LTM i LMM pojawią się na stronie internetowej www.take-me.pl i staną się „wolne”, czyli dostępne dla każdego chętnego. Ważne jest, żeby przy pobieraniu zdjęć, rysunków, grafik, tekstów etc. zapoznać się z warunkami licencji. W skrócie: LTM pozwala na publikację pracy, LMM na publikację i jej przetworzenia. Oczywiście jednym z wymogów licencyjnych jest oznaczanie dzieł nazwiskami ich twórców.

- Często twórcy są bezsilni wobec kradzieży ich dzieł dokonywanych masowo w Internecie. Dlaczego więc z własnej woli nie chcieliby uwolnić części swoich dzieł, mając gwarancję, że będą oznaczani jako ich autorzy – wyjaśnia Marta Molińska.

Do pomysłu wręcz entuzjastycznie odnieśli się młodzi plastycy, fotograficy, architekci, literaci. To dla nich wielka szansa na wypromowanie swojego nazwiska i prezentacja swoich dokonań.
- Bo co z tego, że zdolny grafik zarobi sporo pieniędzy na projekcie dla dużego koncernu, skoro w efekcie pozostaje anonimowy – dodaje Marta Molińska. – Take Me daje mu szansę na pokazanie swoich prac pod swoim własnym nazwiskiem.

Trudniej jest przekonać do pomysłu twórców już uznanych, którzy często przyznają, że pomysł jest świetny, ale oni już tego nie potrzebują.

Tożsamość młodości

Pierwszy numer Take Me poświęcony jest tematowi tożsamości – zarówno sztuki, twórców, ale także rozumianej jako identyfikacji autora ze swoim dziełem. Wielką zaletą tekstów zamieszczony w magazynie jest ich język – w przeciwieństwie do innych wydawnictw poświęconych sztuce, ich autorzy używają języka zrozumiałego dla innych, nie silą się na przeintelektualizowane teoretyczne rozważania napisane hermetycznym językiem, którego często nie rozumieją nawet sami autorzy. Materiały czyta się lekko i z przyjemnością. Nawet jeśli dotyczą tak specjalistycznych zagadnień, jak chociażby „opracowanie metod służących do określania znaczeń gestów w komunikacji pomiędzy człowiekiem a komputerem”.

Sam sposób złożenia Take Me już określa, do kogo jest ona skierowana – dynamiczne, łamiące utarte zasady składu gazetowego nie przekonają do siebie konserwatystów, za to z całą pewnością trafi w gusta młodych (chociażby duchem), dynamicznych i otwartych na nowe pomysły ludzi. Jednak o sile magazynu stanowi jego zawartość – świetne zdjęcia Igora Drozdowskiego, Waldemara Śmiałego i Joanny Skrzypczak, rewelacyjne zaangażowane plakaty Anity Wasik, rysunki i grafiki Macieja Kurka, Magdaleny Starskiej czy Łukasza Samsonowicza, czy tez projekty architektoniczne Aliny Rybackiej i Wojciecha Gruszczyńskiego. Co najważniejsze, część z prac to właśnie uwolnione dzieła na licencji LMM, prezentowane na łamach magazynu w formie już przetworzonej. To lepszy przykład, jak twórczo można podejść do gotowych prac, zachowując przy tym wszystkie prawa autorskie twórcy.

Nie zarabiać na uwolnieniu!

Pierwszy numer Take Me liczy 86 starannie wydrukowanych stron. Następne mają być grubsze – ponad 100 stron. Co zaskakuje, są tu tylko dwie reklamy.
- Takie proporcje będziemy chcieli utrzymać – zdradza Marta Molińska. – Naszym założeniem jest, by w treści nie pojawiało się więcej niż dwie-trzy reklamy.
Skąd więc pieniądze na takie przedsięwzięcie? Magazyn wydaje Fundacja Twórcy Możliwości, zajmująca się między innymi warsztatami z prawa autorskiego dla twórców. To ze środków fundacji pochodzą pieniądze na Take Me, które z założenia jest przedsięwzięciem niekomercyjnym. Ważne jest także to, że wszystkie materiały opublikowano za darmo, a redakcja to tylko cztery osoby.

Take Me nie ma ambicji bycia szeroko rozpowszechnianym magazynem opiniotwórczym i krytycznym. Wydany w nakładzie 1,5 tys. egzemplarzy pierwszy numer zatytułowany „Tożsamość” rozszedł się już prawie w całości w salonach Empiku i Ruchu w większych polskich miastach.
- Wiemy, że bardzo dobrze schodzi we Wrocławiu i Warszawie, najgorzej w Łodzi. W Poznaniu jest już prawie nie do kupienia – dodaje Marta Molińska. Następne numery miesięcznika, pod hasłami „Przestrzeń” (drugi) i „Proces” (trzeci) będą miały już nakład 2,5 tys. egzemplarzy.

Autorzy Take Me zapowiadają, że już zaczynają pracę nad kolejną akcją uwalniania twórczości – po słowie pisanym, fotografii i sztukach plastycznych przyjdzie kolej na muzykę!


Photo Day 5.0

- Teatr Polski

7 CUDÓW POZNANIA

Weź udział w plebiscycie
KONKURSY MM POZNAŃ

sprawdź co możesz wygrać
od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto