Wczoraj ,,zderzyły się’’ dwa audi, a ich właściciele nawet nie zadbali, by stworzyć pozory prawdopodobieństwa. Godzina 23.30, zjazd z ul. Koszalińskiej w Golęcińską.
Dyżurny ,,drogówki’’ odbiera wezwanie - audi 80 nie ustąpił pierwszeństwa i zderzył się z nadjeżdżającym audi a4. Kierowcom nic się nie stało. Wozom też.
- Policjanci nie zauważyli śladów blokowania kół, żadnych śladów hamowania czy nawet odprysków lakieru - opowiada Adam Nowicki, zastępca Naczelnika Sekcji Ruchu Drogowego.
- Uszkodzenia były stare, nie pasowały do opisów podanych przez kierowców, a gdy policjanci przyjrzeli się wozom bliżej, odkryli mistyfikację: reflektory w a4 były od innego wozu i jeden nawet nie był podłączony. Brakowało paska klinowego w wentylatorze, a silniki obu pojazdów były zimne, tak jakby samochody przeholowano i ustawiono.
Kierowcy: 28-letni mężczyzna i 23-letnia kobieta przyznali się do próby wyłudzenia odszkodowania. Chcieli mieć ,,podkładkę’’ z policji, że doszło do kolizji.
Wymyślają wypadki
Policjanci twierdzą, że często zdarzają się takie „wypadki”. Od początku roku odnotowali 30 podobnych przypadków. Np. kilka dni temu w Gądkach doszło do czołowego zderzenia skody felicji i rovera. Kierowca tej pierwszej miał zasnąć za kierownicą, przejechać pas zieleni i czołowo zderzyć się na drugim pasie z roverem. W wyniku zdarzenia oba wozy zapaliły się...
Tymczasem nie było żadnych śladów hamowania, przejazdu przez pas zieleni, a nawet śladów ognia. Co więcej, odpryski lakieru były w innym miejscu - na poboczu, tak jakby ,,dopasowywano’’ samochody. Naturalnie kierowcom nic się nie stało, a jeden z nich, zaskoczony dociekliwością policji, zaproponował ,,załatwienie sprawy w inny sposób’’.
Namawiają do korupcji
Mechanizm jest prosty: posiadacze dwóch samochodów ustalają przebieg zdarzenia i określają, kto z nich jest ,,winny’’ i straci na ubezpieczeniu. Zgłaszają się do ubezpieczalni i jeśli oględziny wozów wypadną pomyślnie, mogą liczyć na odszkodowanie, w wysokości proponowanej przez ubezpieczyciela.
Najlepiej mieć świadectwo policji, bo to uwiarygodnia sprawę. Tymczasem policjanci często wykryją fikcyjny wypadek i od razu kierują sprawę do ubezpieczalni i do sekcji przestępstw gospodarczych miejscowych komisariatów.
Często później sprawy te trafiają do prokuratury.
- Kierowcy nie spodziewają się, że policjant nie ograniczy się do spisania notatki - mówi A. Nowicki. - Gdy udowadniamy kłamstwo, zachowują się różnie, jedni krzyczą, inni - jak niedawno kierowca toyoty supry, który niby to zderzył się z mercedesem 124 - płaczą. Co gorsza, ludzie ci często mają już świadków, którzy ,,widzieli przerażający wypadek i już biegli ratować’’.
- Miałem propozycje, by ,,pomóc’’ w takich sprawach w celu wyłudzenia odszkodowania - powiedział nam jeden z agentów ubezpieczeniowych PZU S.A., chcący zachować anonimowość. - Ucinałem te rozmowy, bo nie chcę stracić pracy.
Towarzystwo Ubezpieczeniowe Warta ma specjalne zespoły zajmujące się weryfikacją prawdziwości zeznań. Jak mówi pan T.S. z jednej z nich, takich spraw jest bardzo dużo.
Uczestnicy „wypadków” nie otrzymują żadnych mandatów, nie wypłaca się im odszkodowania, a ich los zależy od postanowień prokuratora.
Policja podsumowała majówkę na polskich drogach
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?