MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Afganistan potrzebuje naszej pomocy

Redakcja
Nie jest ważne, ilu jest polskich żołnierzy, ale jak ich wykorzystać
Nie jest ważne, ilu jest polskich żołnierzy, ale jak ich wykorzystać fot. marcin osman
Z płk. Piotrem Łukasiewiczem, pełnomocnikiem szefa MON ds. Afganistanu, rozmawia Jakub Mielnik

Co pan rekomenduje ministrowi obrony? Powinniśmy zwiększyć nasz kontyngent?

Obecny dowódca ISAF wskazał, że misja jest niedoinwestowana, niedoposażona, stąd też spodziewana decyzja prezydenta USA o zwiększeniu sił amerykańskich o ponad 30 tys. żołnierzy. Wezwanie, z którym gen. Stanley McChrystal zwrócił się do Obamy, dotrze też pewnie do Polski. Na razie nie ma co mówić o liczbach. Ocena McChrystala mówi o ocenie użycia żołnierzy, których mamy i będziemy mieli może jeszcze więcej. Proste zwiększenie liczby żołnierzy nie przekłada się na jakość misji. Chodzi o to jak, a nie ile używać.

No właśnie, jak używać dwóch tysięcy polskich żołnierzy, którzy stacjonują w prowincji zamieszkanej przez 2 miliony...

1, 7 miliona.

...z których znaczna część jest oparciem dla rebeliantów.

60 proc. naszej prowincji jest stabilna i spokojna. Bólem głowy jest około jednej trzeci terytorium prowincji, leżące wzdłuż strategicznej drogi łączącej Kabul z Kandaharem. Jej ochrona jest głównym zadaniem polskiego kontyngentu. I to zadanie wykonujemy bardzo dobrze. Od czasu jak wszedł tam polski kontyngent, drastycznie zmalała tam liczba ataków na konwoje cywilne i wojskowe jeżdżące nią. Kluczem do utrzymania bezpieczeństwa drogi jak zwykle nie jest droga, tylko kryjówki i miejsca, z których idą ataki, i tam są największe problemy.

Skoro naszym zadaniem jest ochrona szosy do Kandaharu, to czemu wysłaliśmy kapitana Ambrozińskiego i innych żołnierzy na posterunek z dala od niej?

Nie zapominajmy, że w tym roku były wybory. Jednym z zadań afgańskich sił bezpieczeństwa oraz ISAF było zabezpieczenie dystryktów, w których miało dojść do głosowania na prezydenta. W związku z tym, że Adżiristan był uznawany za dystrykt przejęty przez rebeliantów, dowództwo ISAF zdecydowało się na odbicie tego regionu. Był to bardzo konkretny powód, dla którego się tam znaleźliśmy.

I udało się wybory tam przeprowadzić?

Tak jak w całym Afganistanie.

Czyli dorzucono do urn głosów, by wygrał Karzaj?

W komisji zażaleń, która w 2/3 składała się z obserwatorów zachodnich, wskazano na nieprawidłowości wyborcze, ale akurat w Ghazni tych nieprawidłowości było stosunkowo niewiele. Naszym zadaniem było zabezpieczenie wyborów, a nie wpływanie na to, kto wygra.

Wie pan, jaka była frekwencja?

Komisja wyborcza nie podaje wyników na szczeblu dystryktu.

Karzaj mówi, że w ciągu pięciu lat afgańskie siły przejmą kontrolę nad krajem. Biorąc pod uwagę, że obecnie prezydent panuje tylko nad okolicami własnego pałacu, sądzi pan, że to realne zapowiedzi?

Użył pan stereotypu, który krąży od początku prezydentury Karzaja. Z moich obserwacji wynika, że to nie jest prawda. Prezydent swą władzę umacnia i w tej chwili jest jednym z najpotężniejszych polityków afgańskich. Budowa armii w ciągu pięciu lat to ambitne zadanie. Rozbudowa w tej chwili liczących 150 tys. sił bezpieczeństwa, a więc armii i policji, do 400 tys. jest bardzo ambitnym zadaniem. Powinno nam się udać. Problem polega na tym, co będzie później i kto to będzie utrzymywał. Kiedy Rosjanie wychodzili z Afganistanu, zostawiając tam armię liczącą 500 tys. osób, była ona opłacana przez Rosjan i chroniła rząd przez trzy, cztery lata. Jeżeli będziemy wspierali Karzaja, to możemy liczyć, że Afganistan stanie się normalnym krajem.

A czy afgańskie siły służące wraz z nami w Ghazni to ludzie miejscowi, czy spoza rejonu?

Obowiązuje reguła, że policja jest miejscowa, a wojska spoza prowincji. Są dwa różne poziomy działania. Policja służy na lokalnym szczeblu do egzekwowania władzy, a wojsko stanowi drugą linię oporu przeciw rebelii. My tam jesteśmy po to, by dać im czas na dojście do poziomu, na którym będą mogli egzekwować tę władze. Robimy teraz wszystko, żeby doprowadzić do sytuacji, w której będziemy mogli z pełną świadomością przekazać prowincje władzom afgańskim. Taka jest idea naszego pobytu. Mamy stabilizować tę prowincję.

To możliwe dysponując siłami, które mamy?

Pojawia się pytanie o zwiększenie kontyngentu. Ghazni nie jest najgorszą prowincją w Afganistanie, nie jest nawet średnio zagrożoną prowincją. Bólem głowy ISAF są prowincje Kandahar, Helmand, Uruzgan Zabul, pograniczne pakistańsko-afgańskie. To są prowincje, w których ISAF potrzebuje posiłków. Sytuacja w Kandaharze czy Helma- ndzie jest dramatyczna. Tam władza nie sięga poza miasto, toczą się ostre działania wojenne, koalicja i siły afgańskie ponoszą straty. Niedawno byłem w Afganistanie, rozmawiałem z Amerykanami. Dla nich Ghazni jest pod kontrolą.

To może przenieść nasze siły w bardziej zapalny region?

Absolutnie nie zakładam takiej możliwości. Gdy podejmowaliśmy decyzję o przejęciu Ghazni na początku 2008 r., pracowałem wtedy w Kabulu i informowałem przełożonych, czym jest ta prowincja i w co wchodzimy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Tragiczne zdarzenie na Majorce - są zabici i ranni

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Afganistan potrzebuje naszej pomocy - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto