Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kupujemy tylko od swoich? Warzywa i owoce od lokalnych dostawców - na to zwracają uwagę już nie tylko restauracje. Poznaniacy wolą lokalne

Emilia Bromber
Emilia Bromber
Marek Zgadra prowadzi rodzinny biznes "Pychota". Synowie pana Marka codziennie robią świeże surówki, bez konserwantów, a ten sprzedaje je na Rynku Jeżyckim.
Marek Zgadra prowadzi rodzinny biznes "Pychota". Synowie pana Marka codziennie robią świeże surówki, bez konserwantów, a ten sprzedaje je na Rynku Jeżyckim. Fot. Waldemar Wylegalski
Gdzie kupić rzodkiewkę, ogórki, czy pomidory? W markecie, czy na straganie? A może u lokalnego rolnika? Co wybieramy i czy sprawdzamy, co tak naprawdę kupujemy? Część Polaków zaczyna zwracać uwagę na to, żeby kupować u lokalnych dostawców. W czasach dyskontyzacji część konsumentek i konsumentów zwraca się ku lokalnym dostawcom i sklepom. W Poznaniu jest sporo miejsc, gdzie można dostać świeże warzywa i owoce od regionalnych dostawców. Jak sobie radzą te małe biznesy?

Kupuj warzywa i owoce od sąsiadów

Polki i Polacy często wybierają lokalne, mniejsze sklepy, które są blisko ich miejsca zamieszkania, a które oferują dobre jakościowo produkty pochodzące z regionu. Lokalność obok e-handlu to jeden z głównych trendów widocznych w branży handlu detalicznego. W internecie można znaleźć osoby, które sprzedają warzywa i owoce wprost z wielkopolskich gospodarstw, nawet z dostawą do domu.

- Po jabłka, śliwki i czereśnie jeździmy do Białośliwia, potocznie znanego jako wielkopolskie zagłębie jabłkowo-śliwkowe. Warzywa okopowe, ziemniaki, młodą pietruszkę, marchew, seler bierzemy z Pyzdr. Ze Śmigla bierzemy pomidory, fasolkę, groszek. Zjeżdżamy praktycznie całą Wielkopolskę – mówi Łukasz Nowacki, który wraz z żoną Martą założył sklep "Warzywa owoce u Franka".

Biedronka omija zakaz handlu w niedzielę

od 16 lat

Łącznie współpracują z ok. 14 gospodarstwami położonymi w całej Wielkopolsce. Pan Łukasz sam wcześniej pracował w branży gastronomicznej i organizacji imprez, ale ograniczenia gospodarcze spowodowane epidemią koronawirusa pozbawiły go zatrudnienia. Dodatkowym impulsem było pojawienie się dziecka i chęć zapewnienia mu jak najlepszej jakości warzyw i owoców. Najpierw był warzywnik sezonowy, który cieszył się tak dużym powodzeniem, że od marca tego roku wraz z żoną zdecydowali się na otworzenie sklepu stacjonarnego.

Nowacki po towar jeździ codziennie, a czas od zbioru do trafienia do sklepu i finalne do kupującego nie jest dłuższy niż jeden dzień.

- Produkty są świeże i prosto z pola. Niedługo wprowadzimy też usługę „od pola do domu”, czyli będziemy dowozić zamówienia do klientów – mówi.

Opinie są podzielone

Nie wszyscy jednak odczuwają trend lokalności i kupowania w małych sklepikach i na straganach. Coraz mniej osób przychodzi na rynek na placu Wielkopolskim w Poznaniu, gdzie sprzedawcy narzekają na to, że supermarkety odebrały im klientów. Do tego dochodzą niemałe opłaty do miasta za wynajem powierzchni, co razem powoduje, że sprzedawcy muszą stać cały dzień, żeby coś zarobić.

Na poznańskim straganie w okolicach Łazarza w tym roku nie było sezonu truskawkowego.

- Normalnie zatrudniamy 2-3 osoby do pomocy, w tym roku nikogo nie wzięliśmy. Ludzie się przyzwyczaili do promocji w supermarketach, ale my kupujemy małe ilości i nie możemy konkurować ceną z dużymi sklepami, które kupują miliony ton – mówi jedna ze sprzedawczyń.

Na Rynku Jeżyckim nie można narzekać

Na Rynku Jeżyckim panuje umiarkowany optymizm.

- Nie można narzekać, ale zawsze mogłoby być lepiej. Latem zawsze jest większy ruch, bo ludzie przychodzą po sezonowe warzywa i owoce – mówi jedna ze sprzedawczyń na Rynku Jeżyckim

Wpływ epidemii koronawirusa sprzedawcy oceniają negatywnie. Część z osób rezygnowała z zakupów w zamkniętych przestrzeniach supermarketów właśnie na rzecz otwartych targowisk czy mniejszych osiedlowych sklepików, ale na Rynku Jeżyckim sprzedawcy nie odczuli tego trendu. Mówią, że momentami przychodziło do nich mniej osób.

- Najgorzej było kiedy towar mógł podawać tylko sprzedawca. To bardzo zniechęcało ludzi do zakupów. Każdy lubi sam wybrać sobie warzywa – opowiada.

Przez zamknięcie restauracji i upadek niektórych lokali zmniejszyła się sprzedaż surówek u pana Marka Zgardy, który prowadzi przetwórstwo warzyw i owoców „Pychota”. Lato samo w sobie jest czasem, kiedy ludzie kupują mniej surówek wybierając sezonowe warzywa, mimo to, jak mówią w sklepiku, nie można narzekać na sprzedaż. „Pychota” to biznes rodzinny z Dziećmierowa k. Kórnika. Synowie pana Marka codziennie robią świeże surówki, bez konserwantów, a ten sprzedaje je na Rynku Jeżyckim. Sami opracowali ponad 20 receptur, a w swój biznes wkładają całe serce.

Czerwone jabłuszko

Nietypowym lokalnym poznańskim sklepem, specjalizującym się w jabłkach, jest Czerwone Jabłuszko przy zbiegu ulic Zwierzynieckiej z Kraszewskiego. Można tam dostać ok. 20 gatunków jabłek. Sklep działa od 30 lat, a sprzedawane w nim owoce pochodzą z Rolniczo – Sadowniczego Gospodarstwa Doświadczalnego Przybroda Uniwersytetu Przyrodniczego. Głównymi klientami Czerwonego Jabłuszka są osoby starsze, które przychodzą tam od lat.

- Starsi ludzie to ok. 85 proc. naszych klientów. Przychodzą też młodzi, ale jest ich znacznie mniej – mówi pan Irek, który sprzedaje w Czerwonym Jabłuszku i dodaje, że największą popularnością cieszy się krucha i słodka odmiana Jonagold.

Jak przez rok zmieniły się ceny

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto