Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Strażacy "wzniecili" i ugasili

Marcin IDCZAK
Obłożnie chorych ewakuowano ze szpitala na noszach doczepianych do gondoli przy drabinie strażackiej.
Obłożnie chorych ewakuowano ze szpitala na noszach doczepianych do gondoli przy drabinie strażackiej.
Około godziny 11.30 na jednym z korytarzy 111 Szpitala Wojskowego z Przychodnią zauważono dym. Okazało się, że wybuchł pożar. Lekarz dyżurny wezwał straż pożarną. Już po pięciu minutach rozpoczęła się akcja ratunkowa.

Około godziny 11.30 na jednym z korytarzy 111 Szpitala Wojskowego z Przychodnią zauważono dym. Okazało się, że wybuchł pożar. Lekarz dyżurny wezwał straż pożarną. Już po pięciu minutach rozpoczęła się akcja ratunkowa. Na szczęście były to tylko ćwiczenia.

Jest kilkadziesiąt sekund do 11.30. Strażacy i personel szpitala zapalają świece na balkonach i w oknach wojskowej lecznicy przy ul. Grunwaldzkiej. Teraz już wszystko toczy się jak wówczas, gdy wybucha prawdziwy ogień.

Pacjenci alarmują personel, że na korytarzu widać dym i czuć swąd spalenizny. Pracownicy powiadamiają o niebezpieczeństwie lekarza dyżurnego, a ten dyrekcję szpitala. Dyrektor dzwoni po straż pożarną.

Na szczęście, Jednostka Ratownicza Gaśnicza nr 2 Państwowej Straży Pożarnej w Poznaniu znajduje się tuż obok. Pierwsze wozy strażackie podjeżdżają więc pod budynek szpitala już po dwóch minutach.

- Akcje ratunkowe w szpitalach należą do najtrudniejszych - wyjaśnia Jerzy Ranecki, zastępca komendanta miejskiego PSP w Poznaniu. - Znajduje się tutaj wiele osób, część z nich jest obłożnie chora i nie może chodzić.

Ewakuować trzeba szybko

Szybka analiza sytuacji i strażacy przystępują do akcji ratowniczej. Część z nich wbiega do szpitala. Mają ewakuować chorych i personel. Pozostali gaszą. W tym samym czasie policjanci i straż miejska odgradzają teren wokół placówki.

Podjeżdżają pod nią karetki pogotowia, które mają odwozić chorych i rannych do innych szpitali. Dla tych, którzy mogą poruszać się o własnych siłach, jest już podstawiony autobus MPK. Dla innych rozmieszczane są na parkingu przy szpitalu punkty pierwszej pomocy.

- Na górze - krzyczą nagle strażacy. Z okna na czwartym piętrze machają ludzie.

Okazuje się, że to pacjenci obłożnie chorzy. Są odcięci. Ogień rozprzestrzenia się. Są na wszystkich wyższych kondygnacjach.

Strażacy przystawiają drabiny. Błyskawicznie wspinają się po nich i dostają się do wnętrza budynku. Za chwilę opuszczani są na ziemię na noszach przy pomocy gondoli umocowanej do drabiny.

Po pół godzinie pożar jest opanowany, a chorzy są poza sziptalem. Strażacy dogaszają ogień.

Szpitalne akcje są najtrudniejsze

Ćwiczenia miały sprawdzić przygotowanie służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo mieszkańców miasta do przeprowadzenia sprawnej akcji ratowniczej, w tak newralgicznym punkcie, jakim jest szpital.

Wczoraj, w chwili wybuchu ,,pożaru’’, w szpitalu znajdowało się 300 pacjentów, z tego prawie stu nie mogło się poruszać. O ich bezpieczeństwo walczyło 40 strażaków.
- Oprócz tego, że w szpitalu są ludzie chorzy, dodatkowo w tego typu placówkach składowane są różne chemikalia.
Dlatego też oprócz tlenku węgla mogą tworzyć się inne trujące opary np.: chlorowodory, tlenki siarki itd.

Bardzo ważne jest także znalezienie miejsca, gdzie można skierować ewakuowane osoby. Część z nich jest bezpośrednio kierowana do innych szpitali. Poszkodowanych układano również na parkingu. W przypadku prawdziwego pożaru mogą oni także zostać przetransportowani do pobliskiej szkoły i kościoła.

Ostatecznie próbne ćwiczenia zakończyły się po około godzinie. Teraz specjaliści zajmą się wyciąganiem wniosków z akcji.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Strażacy "wzniecili" i ugasili - Poznań Nasze Miasto

Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto