Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ethno Port - podsumowanie

natalia adamczyk
natalia adamczyk
Pierwszą edycję festiwalu Ethno Port Poznań z pewnością można zaliczyć do udanych. Wczorajszy finałowy koncert Omou Sangare podkreślił dobitnie pozytywne przesłanie imprezy.

- Niesamowita muzyka! Aż mam ciarki na plecach! - powiedział MM Poznań Maciek, spytany tuż po koncercie finałowym o swoje wrażenia. Maciej przyszedł tylko na koncert niedzielny, jednak nie brakło osób, które na Ethno spędziły trzy dni.

Niektórzy specjalnie rezerwowali sobie czas na Ethno Port, zwłaszcza ci biorący udział w warsztatach instrumentalnych, jak Zosia i jej znajomi, znani poznaniakom ze składu Republika Czadu. Od 10.00 do 16.00 mieli zajęcia bębniarskie w Zamku, a później bawili się na koncertach.

- Jestem bardzo zadowolona! To niesamowite, że codziennie słyszałam tu inną muzykę. Nie mogłam być na wszystkich koncertach ale i tak jestem pod wrażeniem. W piątek trafiłam na Varttinę, w sobotę na Panjabiego i Węgrów, a dziś na Omou Sangare. I na każdym z tych koncertów świetnie się bawiłam! Ten festiwal pokazuje, jak muzyka może łączyć wszystkich, mimo różnic jakie są między ludźmi - tak swoje wrażenia opisała Monika.

Rzeczywiście, różnorodność była wielka, ale mimo tego Ethno Port Festiwal zachował spójność. Otwarcie na inne kultury, słuchanie siebie - to była podstawa trzydniowej imprezy. Różnorodność ta charakteryzowała też publiczność: dużą część audytorium stanowili kolorowi, oryginalnie poubierani ludzie - niektórzy przychodzili z własnymi bębnami czy innymi instrumentami i w przerwach między koncertami, grali wspólnie swoją muzykę.

Warto podkreślić, iż byli to ludzie w różnym wieku, nie tylko studenci i licealiści. Tu i ówdzie można było też dojrzeć wózek dziecięcy "zaparkowany" gdzieś z boku, a w oddali - pląsające dzieci, znakomicie bawiące się przy tak pozytywnej muzyce.

Nietypowy był też prowadzący koncerty: skrajna opozycja fachowych konferansjerów w stylu Roberta Leszczyńskiego. Maciej Rychły sam jest muzykiem i mimo, iż nieco zbyt dygresyjnie zapowiadał koncerty - stworzył tym pewien klimat.

Muzycznie festiwal wypadł znakomicie - każdy koncert był inny, więc nie sposób ich wszystkich opisywać. Było i dyskotekowo (Panjabi) i energetycznie (Indialucia czy Adama Drame), intrygująco (Varttina) i kameralnie (Chemiriani's). Nie zabrakło kontrowersji - zdania po koncercie Kimmo Pohjonen były mocno podzielone (niestety z przewagą opinii, że to "efekciarstwo" i "muzyka z laptopa"), ale może o to chodzi.

Czas na to, by zacząć dyskusję o elektronice wspomagającej muzykę ethno - skoro są to instrumenty naszych czasów, to czemu ich nie używać? Zwłaszcza, jeśli - paradoksalnie - służą stworzeniu dźwięków inspirowanych naturą. Oczywiście nie zabrakło pozytywnych dźwięków, pełnych słońca i egzotyki - tutaj zdecydowanie pasuje Gadająca Tykwa i Omou Sangare.

Niestety, mój faworyt - Village Kollektiv - nie popisał się tym razem. Nie wiadomo w sumie z jakiej przyczyny - może to wynik ogólnego klimatu dnia trzeciego, w którym dużo osób czuło zmęczenie i w związku z tym koncertu wysłuchało siedząc na trawie.

Jednak moim zdaniem koncert był po prostu mało energetyczny - słaba (by nie powiedzieć: sztuczna) komunikacja z publicznością bynajmniej nie poprawiła ogólnego wrażenia, że coś tam "nie gra".
Jedyne, co nie dopisało całkowicie, to pogoda, lecz i na to znalazł się sposób - koce i śpiwory przyniesione ze sobą niwelowały chłód dokuczający podczas nocnych koncertów.

Należy też wspomnieć o minusach techniczno-organizacyjnych, jakim był brak ciepłych napojów bezalkoholowych w ofercie gastronomicznej, co w kontekście chłodnych wieczorów było bardzo dokuczliwe oraz problemy z nagłośnieniem: w kulminacyjnym momencie koncertu Omou Sangare wysiadł dźwięk z przodu sceny (odsłuchy na szczęście działały, więc muzycy mogli grać dalej i obyło się bez przerwy technicznej).

Poza tymi niedociągnięciami obyło się bez większych błędów, co trzeba uznać za organizacyjny sukces, gdyż festiwal oswajał całkiem nowy teren. Nie było żadnych bójek, interwencji pogotowia czy policji. W porównaniu np. z tegorocznymi juwenaliami kontrast był ogromny. Brak skrajnych przypadków pijaństwa i przyjazna atmosfera sprawiły, że nawet ochroniarze byli nastawieni mniej podejrzliwie, niż zwykle.

Także okoliczni mieszkańcy chyba przekonali się co do tego, iż akurat ten festiwal nie stanowi żadnego zagrożenia. Osiągnięto więc to, co było założeniem festiwalu: wydarzenie dla ludzi chcących posłuchać wartościowej muzyki. Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku do Portu znów przybędą wspaniali muzycy z różnych stron świata.


width=

 

width=

 

width=
od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto