Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kładka grozy na Golęcinie - co z nią zrobić?

Lilia Łada
Lilia Łada
Zerwana siatka i wydeptana ścieżka tuż obok tablicy z napisem, że przejście jest wzbronione - ledwie trzymającą się kładką nad torami kolejowymi na Golęcinie nadal spacerują ludzie.

To kolejny już rozdział wieloletniej batalii o tę kładkę. Przypomnijmy: powstała w latach 70. ubiegłego stulecia z inicjatywy Rady Narodowej Jeżyc, by mieszkańcy mogli bez problemów pójść sobie na spacer nad Rusałkę.

Kładka okazała się doskonałym pomysłem, jednak nikt już nie pomyślał o tym, by ją konserwować. Konstrukcja tymczasem zaczęła rdzewieć, z czasem elementy łatwiejsze do odkręcenia czy odcięcia zabrali złomiarze - w tym barierki kładki, a chodzenie po niej stało się igraniem ze śmiercią.

Media zaczęły bić na alarm pod koniec lat 90., kiedy to stan kładki stał się naprawdę zły, ale nie wiadomo było, kto powinien ten problem rozwiązać. Rady Narodowej już dawno nie ma, a miasto nie poczuwa się do obowiązku naprawy kładki, bo znajduje się ona na terenie policji i PKP.

Sprawę rozwiązano ostatecznie w sposób bardzo typowy: przed kładką ustawiono tablicę z napisem "Wstęp wzbroniony" i zagrodzono wejście drutem. Oczywiście spacerowicze natychmiast usunęli przegrodę i nadal chodzili ulubioną kładką, ale wszyscy byli zadowoleni: miasto dopełniło obowiązku ostrzeżenia o zagrożeniu, a mieszkańcy miasta mogli sobie i tak tamtędy chodzić, jeśli chcą.

Taka sytuacja trwała kilka ładnych lat: media co jakiś czas informowały, że znowu ludzie chodzą kładką na Golęcinie, a władze miasta przywoziły coraz cięższe przedmioty, które miały kładkę zagrodzić. Oczywiście bezskutecznie: pomysłowości spacerowiczów nie wytrzymał drut, taśmy ochronne, a nawet betonowe i kamienne bloki pokaźnych rozmiarów. I znów media pisały, że na kładce jest niebezpieczne, a władze miasta znów zagradzały drogę i tak w kółko...

Sytuacja uległa zmianie w 2005 r. Wtedy z pozbawionej barierek kładki spadła kobieta w ciąży, wprost na przejeżdżający pociąg. Kobieta przeżyła, jednak władze miasta w grudniu tegoż roku poczuły się zobowiązane do deklaracji, że kładkę wyremontują. Miało to kosztować jakieś 800 tysięcy złotych.

I co? I nic. Skończyło się tradycyjnie na zagrodzeniu kładki taśmami ostrzegawczymi. Po kilku miesiącach taśmom do towarzystwa przybyły betonowe płyty. Naturalnie nikomu nie przeszkodziło to w korzystaniu z kładki.

Obecnie - a mamy już rok 2009 - wstępu na kładkę strzeże metalowa siatka. A właściwie - strzegła. Teraz jest zerwana i dobrze udeptana, by nie przeszkadzała w przechodzeniu niebezpieczną kładką, co sfotografował nasz Użytkownik.

"To newralgiczny punkt na drodze pieszej do Rusałki" - napisał nam w komentarzu do zdjęć. "Może jednak taniej i bezpieczniej będzie po prostu zdemontować kładkę nad torami, niż ciągle ją zabezpieczać?"


Mój Modny Poznań

serwis specjalny
7 CUDÓW POZNANIA

Weź udział w plebiscycie
KONKURSY MM POZNAŃ

sprawdź co możesz wygrać
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto