Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Miejsce kaźni czy przytułek dla bezdomnych zwierząt? Józef z Poznania broni się przed zarzutami społeczników

Marta Jarmuszczak
Marta Jarmuszczak
Miejsce, gdzie trzymywano zwierzęta znajduje się przy skrzyżowaniu ulic Piątkowskiej i Lechickiej, a osobą, która zajmowała się nimi jest pan Józef, z którym udało nam się porozmawiać.
Miejsce, gdzie trzymywano zwierzęta znajduje się przy skrzyżowaniu ulic Piątkowskiej i Lechickiej, a osobą, która zajmowała się nimi jest pan Józef, z którym udało nam się porozmawiać. Marta Jarmuszczak
W sobotę, 9 września informowaliśmy, że członkowie Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt interweniowali w sprawie poznańskiego przytułku dla bezdomnych zwierząt. Udało się ustalić nowe fakty w sprawie

Spis treści

Inspektorzy zlikwidowali przytułek w piątek, 8 września. W sprawie tego miejsca interweniowały wcześniej poznańskie służby, jednak wówczas nie stwierdzono żadnych zaniedbań, a zwierzęta, zdaniem służb, miały przebywać w odpowiednich warunkach.

Czytaj też: Zwierzęta w stanie agonalnym w poznańskim przytułku. Interweniował Inspektorat Ochrony Zwierząt

Miejsce, gdzie przetrzymywano zwierzęta znajduje się przy skrzyżowaniu ulic Piątkowskiej i Lechickiej, gdzie się wybraliśmy, a osobą zajmującą się psami i kotami jest pan Józef, z którym udało nam się porozmawiać.

Działka udostępniona z dobroci serca

Udało nam się porozmawiać też z panią Hanną, która widoczna jest na nagraniach opublikowanych przez DIOZ. Jest ona właścicielką działki sąsiadującej z tą, którą zajmuje pan Józef. Przyznała, że cały czas teren jest przez nią opłacany.

– Jestem właścicielką działki obok, a to jest działka miejska (pani Hanna wskazała na teren, na którym znajdowały się wcześniej zwierzęta), która jest opłacona. Była tutaj dzierżawa, tej dzierżawy w tej chwili nie ma, ale płacimy podatek od nieruchomości. Działka jest przeze mnie opłacona, ale te psy, które tutaj były nie są moje, tylko pana, który tutaj chwilowo jest

– tłumaczyła pani Hanna.

Kobieta przyznała też, że działkę udostępnia panu Józefowi z dobroci serca.

– Ten pan miał wcześniej 2 pokoje, jednak była taka sytuacja, że zmarła właścicielka tego domu, przyszli inni ludzie i go wyrzucili stamtąd. On się starał o mieszkanie, składał wnioski o przydział komunalnego mieszkania, ale niestety przyszła pandemia, wszystko się rozsypało. Pomagałyśmy temu panu wraz z córką tyle, ile mogłyśmy i chwilowo ten pan tutaj jest

– opisuje sytuację pani Hanna.

Zwróciliśmy się z pytaniem do Urzędu Miasta. Zwierzęta te mogły być trzymane na działce numer 45.

– Działka nr 45 z arkusza mapy 02 obręb Winiary stanowi własność Miasta Poznania. Działka ta była przedmiotem umowy dzierżawy nr D/52/1499 ze współwłaścicielką nieruchomości sąsiedniej stanowiącej działki 44/2 i 44/1 od 1.07.2015 r. Umowę wypowiedziano i rozwiązano na dzień 31.07.2021 r. oraz wezwano dzierżawcę do wydania przedmiotu umowy, posprzątania terenu i usunięcia wszystkich nakładów. Do dnia dzisiejszego dzierżawca nie wydał przedmiotu umowy. Wydział Gospodarki Nieruchomościami podejmuje dalsze działania celem wyegzekwowania wydania przedmiotowej nieruchomości

– poinformowała Katarzyna Przybysz, p.o. zastępczyni dyrektorki Wydziału Gospodarki Nieruchomościami UMP.

Ratowanie zwierząt czy bezprawna interwencja?

Małgorzata Mielcarek z DIOZ, obecna podczas interwencji, poinformowała nas, że łącznie uratowano 18 skrajnie zaniedbanych zwierząt - 9 psów i 9 kotów, a w tej chwili przebywają one w Wojtyszkach.

– Zwierzęta znajdują się w Wojtyszkach. Tam mamy dla nich azyl – poinformowała Małgorzata Mielcarek z DIOZ. – Psy i koty były zaniedbane, miały choroby skóry i wyłysienia. Jeden z dużych psów na pewno był bity, a dwa znajdowały się w stanie agonalnym. Niektóre zwierzęta na pewno zostaną zoperowane w naszej klinice, a część już została poddana różnym zabiegom

– opisuje sytuację Małgorzata Mielcarek.

Do interwencji DIOZ doszło w piątek 8 września, o wszystkim powiadomiono policję.

– Przed interwencją poinformowaliśmy o wszystkim policję. Funkcjonariusze czuwali, aby nikomu nic się nie stało. Ich interwencja na szczęście nie była konieczna, bo obecna na miejscu kobieta (widoczna na nagraniu na Instagramie DIOZ) i jej córka nie były agresywne

– mówi Małgorzata Mielcarek z DIOZ.

O działanie do Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt zwróciła się pani Martyna.

– Z panią, która zgłosiła potrzebę interwencji korespondowaliśmy od dwóch tygodni. Przesyłała ona zdjęcia i nagrania, a w piątek pomagała nam ratować zwierzęta

– mówi Małgorzata Mielcarek z DIOZ.

Pani Martyna twierdzi, że władze miasta i poznańskie służby wiedziały o sprawie.

– To ja miesiącami walczyłam o pomoc i ratunek dla tych przetrzymywanych, umęczonych zwierząt. Sprawa ma drugie dno, bo teren, o którym mowa należy do miasta, a o całej sytuacji od lat wiedzieli urzędnicy, policja i straż miejska!

– napisała do nas pani Martyna.

Inną sytuację przedstawił nam sam pan Józef i pani Hanna, którzy uważają, że zwierzęta były zadbane. Oboje są oburzeni interwencją DIOZ i jak twierdzą – inspektorzy działali bezprawnie i nie posiadali nakazu.

– Karmił te psy, ma tam pełno jedzenia. Różne kiełbasy... ma ich całą chmarę, bo dostaje też jedzenie od dobrych ludzi opisywała pani Hanna – Czasami ludzie nawet, kiedy mają remonty w domu to przynoszą jemu te pieski, żeby się nimi opiekował.

Pan Józef poinformował, że podczas interwencji DIOZ był w kościele, a organizacja wykorzystała jego nieobecność na miejscu.

– To była taka samowola, jakiej świat nie widział. Bez żadnego nakazu, bez policji, bez straży miejskiej, sami przyjechali aż z Jeleniej Góry, bo tutaj żadna organizacja poznańska nie chciała się podjąć tego, bo straż miejska stwierdziła, że wszystko jest dobrze

– mówiła nam pani Hanna.

Faktycznie, pan Józef pokazał nam miejsce, gdzie znajduje się duża ilość jedzenia przeznaczonego dla zwierząt, które widoczne jest na jednym ze zdjęć.

– Ja mam tyle jedzenia, że mógłbym trzy schroniska mieć

– mówił pan Józef.

Powiedział nam także, że tylko jeden pies był chory i znajdował się on pod kontrolą weterynarza, a wkrótce planowano szczepienie wszystkich psów. Pan Józef podkreślił, że część zwierząt była osłabiona ze względu na sędziwy wiek.

– Zrobiono nam straszliwą krzywdę. Wzięliśmy z ulicy psa, który miał świerzb i zaczęliśmy go leczyć. Weterynarz zapisał mu specjalne tabletki, aby go uratować, a ktoś powiedział, że psy u nas są głodzone. My chcemy te psy z powrotem. Ja kocham zwierzęta

– zapewnia pan Józef.

Józef twierdzi, że zwierzęta przynosili mu też sami sąsiedzi.

– To były psy porzucone przez ludzi. Byłem w okolicach Śremu i tam w lesie był uwiązany piesek, więc zabrałem go. Później starsza kobieta, która mieszka niedaleko w bloku dała mi dwa pieski, bo nie mogła się już nimi zajmować – na jednego mówili Cola, a drugi to Maksio

– mówi Józef.

Według relacji niektórych poznaniaków, mężczyzna jednak manipulował faktami.

– On przedstawiał się światu jaki dobry, ratujący zwierzęta człowiek, gdy straż miejsca była na interwencji to błagał ich, żeby nie zabierali mu psów, bo sobie coś zrobi, i oni zostawiali te umęczone zwierzęta, żeby nie brać odpowiedzialności za ewentualne zachowanie zaburzonego człowieka

– tłumaczyła pani Martyna, która zgłosiła potrzebę interwencji.

Wydział Gospodarki Komunalnej miasta Poznań nie działał jednak w tej sprawie, ponieważ nie wpłynęły tam stosowne zawiadomienia o znęcaniu.

– Do Wydziału Gospodarki Komunalnej nie wpłynęły informacje w sprawie przesłanek o znęcaniu się nad zwierzętami we wskazanej lokalizacji, zatem obecnie nie jest prowadzone postępowanie w kwestii odbioru zwierząt od ich dotychczasowego właściciela. Zgodnie z art. 7 ustawy o ochronie zwierząt, postępowania takie wszczyna się na bazie zawiadomień od służb mundurowych, lekarza weterynarii lub organizacji prozwierzęcych. W tym przypadku na przestrzeni ostatnich lat żadna informacja w tej sprawie nie została do nas zgłoszona (np. przez działające na terenie miasta organizacje prozwierzęce)

– poinformowała Monika Nowotna, zastępczyni dyrektorki Wydziału Gospodarki Komunalnej UMP.

Monika Nowotna zaznaczyła też, że do Wydziału Gospodarki Komunalnej nie wpłynęło zawiadomienie wystosowane przez DIOZ.

– Z relacji Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt, opublikowanej na profilu społecznościowym wynika, że do zaboru zwierząt doszło w trakcie interwencji, czyli w sytuacji stwierdzenia przez fundację zagrożenia ich zdrowia lub życia. W takim trybie, zgodnie z cytowaną ustawą, przedstawiciel organizacji społecznej, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt, odbiera zwierzę, zawiadamiając o tym niezwłocznie - w tym przypadku - Urząd Miasta Poznania. Dotychczas do WGK takie zawiadomienie od nie wpłynęło. Zwierzęta z interwencji nie zostały też przekazane do poznańskiego schroniska

– informuje Nowotna.

Konieczne jest zatem złożenie stosownego zawiadomienia, aby urząd mógł włączyć się w działania i wszcząć postępowanie administracyjne.

– W przypadku przekazania przez Fundację stosownego zawiadomienia, z urzędu zostałoby wszczęte postępowanie administracyjne w kwestii następczego rozstrzygnięcia zasadności zaboru zwierząt. O dalszym losie zwierząt decyduje w takich przypadkach sąd. Rzeczywisty status prawny podjętych przez Fundację działań nie jest nam jednak jeszcze znany

– mówiła Nowotna.

"To walka z wiatrakami"

– Walczyłam z tym miejscem tak naprawdę 10 lat temu jako członkini organizacji walczącej o dobro zwierząt. Udało się wówczas odebrać temu panu Józefowi 10 psów - on wtedy miał ich chyba 13. Natomiast składałam przez całe lata zawiadomienia do urzędu na policję, do prokuratury i wszystko było umarzane lub oddalane. Tak naprawdę to była walka z wiatrakami, bo kiedy my zabieraliśmy mu zwierzęta, on chwilę później miał kolejne

– mówi członkini jednej z poznańskich fundacji, która jednak chce pozostać anonimowa.

Działaczka poinformowała nas, że w sprawie przytułku ok. 15 lat temu działało też Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami ze Swarzędza.

– Kiedy zwierzęta zostały mu odebrane ok. 15 lat temu przez TOZ ze Swarzędza, tak naprawdę w tym momencie była wydana decyzja o zwrocie mu ich. Wszystkie, które trafiły do schroniska jeszcze przy ulicy Bukowskiej, zostały przez niego odebrane, ponieważ postępowanie było umorzone, a urzędnicy, którzy jeździli tam na miejsce nie widzieli problemu

– mówi działaczka.

Interwencja poznańskiej straży miejskiej

Jak jednak udało się ustalić, straż miejska interweniowała w tej sprawie w 2022 roku. Wówczas nie wykryto żadnych nieprawidłowości, jeśli chodzi o przetrzymywanie zwierząt, a psy i koty miały być przetrzymywane w godnych warunkach.

– W listopadzie 2022 roku ekopatrol straży miejskiej przeprowadził kontrolę na wskazanym terenie, podczas której nie stwierdzono zaniedbań wobec przebywających tam zwierząt. Psy i koty miały zapewnione zadaszenie, dostęp do wody i pokarmu

– poinformował Przemysław Piwecki, rzecznik poznańskiej Straży Miejskiej.

Sprawy sądowe

– Pan Józef wiele razy nas pozywał właśnie o to, że zabraliśmy mu wtedy zwierzęta, a sprawy te skończyły się w sądzie. Oczywiście uniewinnieniem. Tak naprawdę to była niekończąca się historia i bardzo się cieszę, że DIOZ w tym momencie dokonał tego, czego dokonał i szczerze się cieszę, że te zwierzęta tak naprawdę otrzymają prawidłową pomoc. Natomiast jeśli nie zostanie założone postępowanie administracyjne czy karne wobec pana Józefa czy wobec pani Hanny, która była widoczna na nagraniach (na Instagramie DIOZ), to oni za chwilę będą mieli kolejną rzeszę zwierząt

– mówiła działaczka.

Interwencja DIOZ rozpoczęła się w piątek, a inspektorzy do późnych godzin walczyli o zdrowie zwierząt.

Wielkopolski Inspektorat Ochrony Zwierząt, działający od dwóch lat, nie interweniował w sprawie, jednak jak udało się ustalić, inspektorzy z WIOZ będąc jeszcze w innych organizacjach i fundacjach niejednokrotnie zgłaszali sprawę do różnych organów i zabierali panu Józefowi psy, jednak sprawy zawsze kończyły się umorzeniem, a właściciel odzyskiwał zwierzęta.

– Czy to jest porażka? Taka nasza – można tu powiedzieć poznańska – tak, mogę tak śmiało powiedzieć

– mówi działaczka.

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

Obserwuj nas także na Google News

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Miejsce kaźni czy przytułek dla bezdomnych zwierząt? Józef z Poznania broni się przed zarzutami społeczników - Głos Wielkopolski

Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto