Tu jako pierwsze w Poznaniu wybuchły strajki w sierpniu 1980 roku. Ludzie walczyli o lepszą Polskę. Teraz niektórym z doświadczonych fachowców grozi poszukiwanie pracy na kilka lat przed emeryturą.
W najlepszych czasach, w PZG pracowało około 2 tys. osób. Była to jedna z największych firm poligraficznych w Polsce z kilkoma oddziałami w Poznaniu i poza miastem. Tu kiedyś były drukowane poznańskie gazety (m.in. „Głos Wielkopolski”), a całkiem niedawno z taśm zjeżdżały rozchwytywane egzemplarze Harry’ego Pottera. PZG śmiało można nazwać kolebką drukarstwa w Poznaniu. Tu odbywały się wszelkie egzaminy dla adeptów tego zawodu. Dziś drukarze wyszkoleni w firmie na Jeżycach często są właścicielami dobrze prosperujących firm poligraficznych. Przez hale przy ulicy Wawrzyniaka przewinęło się kilka tysięcy drukarzy. Jeszcze pięć lat temu firma zatrudniała 150 pracowników. Już niebawem w zakładzie może tylko hulać wiatr, a z gospodarczej mapy Poznania zniknie kolejny zakład z tradycjami.
PZG od wielu lat czekają na przenosiny na obrzeża Poznania. Wiadomo, że zakład w samym sercu Jeżyc nie ma prawa bytu. Od dawna obiecywano załodze przenosiny, a wiele wskazuje, że tego nikt nie doczeka. Paradoksem jest fakt, że właśnie teraz firma od kilku miesięcy notuje coraz lepsze wyniki. W tym roku zakład ma 30-procentowy wzrost wydajności.
Kłopoty rozpoczęły się w 2008 roku, kiedy z roszczeniem zwrotu terenu, na którym znajdują się PZG, wystąpiła Drukarnia i Księgarnia św. Wojciecha Sp. z o.o. w Poznaniu (przed II wojną światową teren ten należał do DiKŚW). Decyzję w sprawie o anulowanie aktu nacjonalizacji i zwrot gruntu i budynków ma podjąć do końca roku minister gospodarki. Jeżeli roszczenie zostanie odrzucone, wówczas sprawa najprawdopodobniej trafi do sądu administracyjnego.
– Problem w tym, że pod koniec grudnia nas już może nie być – mówi Adam Pająk, przewodniczący rady pracowników, kierownik działu druku w PZG. – Większość z 75-osobowej załogi, doskonałych fachowców starej daty, jest na wypowiedzeniach, których termin upływa pod koniec września i grudnia. A przecież wystarczyłby milion złotych, żeby znaleźć halę, przenieść do niej maszyny i moglibyśmy dalej pracować.
Zarząd w ubiegłym roku wnioskował do ministra skarbu o pomoc na ratowanie, by w dalszej kolejności ubiegać się o środki na restrukturyzację. Wniosek ten nie uzyskał akceptacji ministerstwa z uwagi na brak skutecznego zabezpieczenia pożyczki (nieruchomość z uwagi na roszczenie Drukarni i Księgarni św. Wojciecha takim zabezpieczeniem być nie mogła).
Jedynym ratunkiem dla firmy jest znalezienie inwestora.
– Żal tego wszystkiego, dużo ludzi zostanie pozbawionych pracy, a osobom na kilka lat przed emeryturą szalenie trudno będzie teraz znaleźć zatrudnienie. Ludzie potrafili się poświęcać w imię lepszej przyszłości. Wszystkie zlecenia były realizowane terminowo. Tu nigdy nie zarabiało się kroci, paradoksalnie ludzie dostają na emeryturze więcej niż za pracę – mówi Jan Wiśniewski, koordynator ds. produkcji i marketingu w PZG. – Majątek firmy wypracowali drukarze. Teraz otrzymają na pożegnanie trzy skromne pensje. Jesteśmy elastyczni, możemy zmienić profil produkcji, tu pracują fachowcy wysokiej klasy.
– Zdawaliśmy sobie sprawę że sytuacja nie jest najlepsza, ale ostatnio wszystko gwałtownie przyspieszyło – dodaje Przemysław Górny, zastępca szefa NSZZ Solidarność w PZG.– Odczucie załogi jest takie, że państwo zbyt łatwo rezygnuje z firmy-legendy. Potrzeba relatywnie niewielkich pieniędzy, żeby nam pomóc, ale nikt się do tego nie kwapi. Wciąż mamy nadzieję, że firma pozostanie na rynku. Będziemy walczyć do końca.
![emisja bez ograniczeń wiekowych](https://s-nsk.ppstatic.pl/assets/nsk/v1.221.6/images/video_restrictions/0.webp)
Szokująca oferta pracy. Warunkiem uczestnictwo w saunie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?