Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lech - Arka 2:0: Rozpędzony Kolejorz bez litości dla Arki

Zenon Zabawny
Zenon Zabawny
2:0 to najniższy wymiar kary, jaki w piątkowy wieczór mógł wymierzyć wyjątkowo słabo dysponowanej Arce świetnie grający Lech.

Jedyną zapowiadaną zmianą w składzie Lecha na mecz z Arką było pojawienie się w bramce Krzysztofa Kotorowskiego w miejsce kontuzjowanego Jasmina Buricia. Tymczasem dość nieoczekiwanie w pierwszej jedenastce na lewej obronie znalazł się niewidziany już od bardzo dawna na boisku Luis Henriquez. Kibice spekulowali, że może trener Jacek Zieliński bał się, że grający zazwyczaj na tej pozycji Seweryn Gancarczyk może złapać żółtą kartkę eliminującą go z udziału w następnym arcyważnym spotkaniu z Wisłą Kraków. Przyczyna okazała się jednak zupełnie inna.

- Seweryn nabawił się na treningu dość bolesnego urazu stawu barkowego – tłumaczył Zieliński. – Mogliśmy go potraktować lekami przeciwbólowymi i mógłby zagrać, ale woleliśmy nie ryzykować.

Decyzja okazała się słuszna – okazało się, że Arka przyjechała do Poznania głównie się bronić, a nie nękać obrońców gospodarzy, a poza tym Henriquez od początku pokazywał, że jest znakomicie przygotowany do gry.

Od początku warunki gry dyktował Lech. W 12. minucie w sytuacji sam na sam z Norbertem Witkowskim mógł być Robert Lewandowski, który jednak za daleko wypuścił sobie piłkę. Minutę później w polu karnym Arki po starciu z obrońcą padł na murawę Sławomir Peszko, ale sędzia nakazał grać dalej.

Kolejorz nie zwalniał – w 13 minucie Robert Lewandowski podał do niepilnowanego na 11. metrze Semira Stilicia, a ten płaskim i nawet niezbyt mocnym uderzeniem zdołał pokonać Witkowskiego.

Arka odpowiedziała strzałem w 19. minucie, ale po strzale z ostrego kąta Bartosza Ławy piłka uderzyła jedynie w boczną siatkę. Później na boisku istniał już tylko Lech – wysoki pressing w wykonaniu całej czwórki ofensywnych graczy – Lewandowskiego, Peszki, Stilicia i Kriwca sprawił, że momentami gdynianie nie potrafili wyjść z własnej połowy.

W 36. minucie po dośrodkowaniu w pole karne Stilicia Witkowski dość szczęśliwie zdołał odbić piłkę, a dobitka Bosackiego przeleciała obok bramki. W ostatniej minucie pierwszej połowy powinno być 2:0 – po znakomitej akcji prawym skrzydłem przed szansą stanął Tomasz Bandrowski, ale uderzył prosto w bramkarza rywali.

Po przerwie poznaniacy dalej nie pozostawiali złudzeń, kto walczy o mistrzostwo, a kto o utrzymanie. W 50. minucie pod pole karne gości zapędził się z piłką Grzegorz Wojtkowiak, ale w decydującym momencie bał się strzelać i niepotrzebnie próbował podawać do Lewandowskiego – piłka wyleciała za boisko.

W 53. minucie lechici wykonywali rzut wolny z około 30 metrów. Do piłki podszedł Stilić, który jednak nie pokusił się o strzał, ale dośrodkował wprost na głowę Wojtkowiaka, który kapitalnym strzałem skierował piłkę pod poprzeczkę Arki.

Drugi stracony gol kompletnie podłamał gdynian, którzy właściwie do końca meczu już tylko statystowali rozluźnionym lechitom. Nawet gdy któryś z napastników Arki (Trytko lub Tschibamba) dochodzili do sytuacji strzeleckich, pudłował albo jego strzały nie sprawiały większych kłopotów Kotorowskiemu.

Uspokojony prowadzeniem i kontrolowaniem sytuacji na boisku w 77. minucie Zieliński zdjął z boiska Stilicia, dla którego ewentualna żółta kartka oznaczałby pauzę w następnym meczu przeciwko Wiśle.
- Nie było sensu ryzykować, że Semir da się w coś wplątać na boisku i zarobi głupią kartkę – tłumaczył po spotkaniu szkoleniowiec Kolejorza.

Wynik 2:0 utrzymał się do końca i trzeba przyznać, że był to najniższy wymiar kary dla wyjątkowo słabej Arki, która w poprzednich sezonach napluła Kolejorzowi tyle krwi.
- Wyszliśmy jacyś wystraszeni, szybko straciliśmy gola, a ten już właściwie rozstrzygnął mecz – tłumaczył później obrońca Arki, Maciej Szmatiuk.

Krzysztof Kotorowski nie ukrywał radości z powrotu do bramki, choć okazji do przekonania do siebie trenerów nie miał zbyt wiele.
- Wcale mnie to nie martwi, najważniejsze, że zachowałem czyste konto i zdobyliśmy trzy punkty – mówił po meczu „Kotor”. – Nie robię sobie większych nadziei, że zagram w następnym meczu, ale na razie o tym nie myślę.

Lechici pokazali, że cały czas są w wysokiej formie, nie lekceważą rywali i walczą od pierwszej do ostatniej minuty. Przyczepić się można tylko do ich skuteczności.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale najważniejsze, że cały czas stwarzamy sobie sytuacje. Tacy zawodnicy jak Peszko i Lewandowski nieraz pokazywali, że potrafią gole strzelać – przekonywał Zieliński. – Zagraliśmy dziś może nie tak dobrze jak z Legią, ale w następnym spotkaniu z Wisłą znów dojdzie presja i adrenalina.

Zwycięstwo oznacza, że lechici zbliżyli się do prowadzących wiślaków na 1 punkt, ale trzeba pamiętać, że Wisła dopiero w sobotę gra mecz ze Śląskiem Wrocław. W przypadku stracenia punktów przez krakowian stawką przyszłotygodniowego meczu Wisła – Lech będzie fotel lidera. 

Lech Poznań - Arka Gdynia 2:0 (1:0)

Bramki: 13. Stilić, 53. Wojtkowiak.

Żółte kartki: Sławomir Peszko - Dariusz Ulanowski, Łukasz Kowalski.
Sędziował: Marcin Szulc (Warszawa).
Widzów: 13 370.

Lech Poznań:
Kotorowski - Wojtkowiak, Arboleda (86. Tanevski), Bosacki, Henriquez - Peszko (84. Chrapek), Injac, Stilić (77. Mikołajczak), Bandrowski, Kriwiec - Lewandowski.

Arka Gdynia:
Witkowski - Kowalski, Szmatiuk, Ulanowski, Bednarek - Labukas (64. Czoska), Ława, Budziński, Burkhardt (77. Desire Mawaye), Bozok (46. Trytko) - Tshibamba.

Aby obejrzeć wszystkie zdjęcia, kliknij w miniaturki pod artykułem.


emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto