Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lech – Wisła 4:1: W Halloween lechici przegonili demony!

Zenon Zabawny
Zenon Zabawny
Po czterech ligowych porażkach mistrzowie Polski nareszcie się przełamali i w hicie kolejki rozgromili na Bułgarskiej Wisłę Kraków 4:1.

Sobotnie wyniki w ekstraklasie sprawiły, że lechici w przypadku niepokonania Wisły znaleźliby się w strefie spadkowej. To jednak nie była żadna dodatkowa mobilizacja – poznaniacy na skutek czterech ligowych porażek z rzędu mają już tak dużą stratę do lidera, że żadnego z piłkarzy mistrza Polski nie trzeba było specjalnie motywować do starcia z Białą Gwiazdą.

W pierwszym składzie nieoczekiwanie zabrakło jednak Bartosza Bosackiego.
- Ma naciągnięty mięsień przywodziciela – wyjaśniał później Jacek Zieliński, trener Lecha. – USG na razie nic nie wykazało, ale dopiero we wtorek dowiemy się, czy będzie gotowy na czwartkowy mecz z Manchesterem.

Spotkanie rozpoczęło się od zdecydowanego natarcia gospodarzy, którzy szybko opanowali środek pola i co chwilę konstruowali ataki na bramkę rywali. Już w 3. minucie po ładnej akcji strzelał Sławomir Peszko, ale uderzył słabo i prosto w ręce Mariusza Pawełka. Jeszcze groźniej było 10 minut później, gdy „Peszkin” niczym rasowy rozgrywający idealnym podaniem „obsłużył” wychodzącego na czystą pozycję Siergieja Kriwca. Białorusin zamiast jednak odgrywać do któregoś z partnerów, zdecydował się na strzał z ostrego kąta, który nie sprawił większych kłopotów bramkarzowi Wisły.

W 16. minucie znów zapachniało golem. Manuel Arboleda przebiegł z piłką ponad połowę boiska i podał prostopadle do wychodzącego Artjomsa Rudnevsa, który jednak źle przyjął piłkę i Pawełek zdołał zażegnać niebezpieczeństwo.

Od tego momentu gra się nieco wyrównała. Wiślacy co prawda nie stwarzali żadnego zagrożenia pod bramką Kotorowskiego, ale i lechici nie atakowali już tak często jak na początku spotkania. Jeszcze tylko w ostatniej minucie z rzutu wolnego uderzał Semir Stilić, ale uderzenie nie sprawiło większych kłopotów Pawełkowi.

Przygniatająca przewaga nie uspokoiła poznańskich kibiców, którzy dobrze pamiętali, że porażki z Legią, Bełchatowem i Zagłębiem także zaczynały się od zdecydowanych ataków Kolejorza. Jakby na potwierdzenie tych obaw, druga połowa rozpoczęła się tak źle, jak tylko to możliwe, czyli od straty gola. Poznaniacy popełnili błąd przy wyprowadzaniu piłki z własnej połowy – futbolówka trafiła do Pawła Brożka, a ten nie zmarnował sytuacji sam na sam z Kotorowskim.

Wydawało się, że to będzie kolejny koszmarny wieczór na Bułgarskiej, ale na szczęście odpowiedź mistrzów Polski była natychmiastowa. Po dośrodkowaniu z prawej strony piłkę poza pole karne wybili obrońcy Białej Gwiazdy. Ta trafiła pod nogi Dimitrije Injaca, który potężną bombą z około 30 metrów umieścił ją w samym okienku krakowskiej bramki. Bez wątpienia był to jeden z piękniejszych goli tego sezonu.



Od tej pory zaczęła się prawdziwa piłkarska bitwa. W 59. minucie Kotorowski z największym trudem obronił uderzenie z rzutu wolnego Patryka Małeckiego. Osiem minut później Peszko minął dwóch rywali, podał do Marcina Kikuta, który zacentrował w pole karne. Kilku zawodników minęło się z piłką, aż ta trafiła do niepilnowanego Kriwca, który pewnym strzałem umieścił ją w siatce.

Odrobienie strat wyraźnie dodało skrzydeł lechitom, którzy od tego momentu w pełni zapanowali nad sytuacją na boisku, co rusz stwarzając sobie kolejne okazje do zdobycia gola. W 78. minucie Peszko podał z prawej strony do wprowadzonego kilka minut wcześniej Joela Tshibamby, którego powalił faulem Cezary Wilk. Sędzia nie miał wątpliwości i podyktował rzut karny, a jego pewnym egzekutorem okazał się Semir Stilić.

Wynik 3:1 właściwie rozstrzygał już sprawę, kto tego wieczoru zgarnie trzy punkty, ale nie oznacza, że na stadionie nie działo się już nic ciekawego. W 89. minucie doszło do bardzo boleśnie wyglądającego zderzenia Peszki z Cleberem. Pierwszy opuścił boisko z boleśnie zbitym mięśniem czworogłowym, gorzej sytuacja wyglądała z Brazylijczykiem, którego z murawy musiała zabrać karetka.
- Czekamy na sygnał ze szpitala, wiemy tylko, że coś mu się stało z karkiem, ale na szczęście nie stracił czucia w rękach – mówił po spotkaniu Robert Maaskant, szkoleniowiec Wisły.

To nie był jedyny smutny widok w końcówce spotkania. Przerwę spowodowaną kontuzją Clebera fani Wisły wykorzystali do wszczęcia burd w swoim sektorze, które na szczęście dość szybko udało się opanować.

Wieczór na Bułgarskiej zakończył się jednak miłym akcentem. W jednej z ostatnich akcji meczu po zamieszaniu w polu karnym wiślaków, piłkę do siatki skierował wprowadzony w końcówce Mateusz Możdżeń, ustalając wynik na 4:1.
- Mam wyjątkowe szczęście do Wisły, bo przed rokiem debiutowałem w ekstraklasie właśnie w meczu z Wisłą, a dziś zdobyłem swojego pierwszego gola w ekstraklasie – cieszył się młody pomocnik Kolejorza.

Dla Krzysztofa Kotorowskiego był to drugi mecz z rzędu w bramce i druga wygrana 4:1.
- Zaczynam być taką maskotką drużyny, która przynosi szczęście – żartował po meczu „Kotor”. – Myślę, że był to nasz najlepszy mecz w tym sezonie. 

- Cieszę się z tego zwycięstwa, bo ono potwierdziło naszą dobrą grę przeciwko Cracovii – mówił z kolei trener Jacek Zieliński. – Znów strzeliliśmy 4 bramki po dobrej grze. Był trudny moment po stracie gola, ale chłopcy podnieśli głowę i dalej grali o zwycięstwo.

Szkoleniowiec Kolejorza nie chciał odnosić się do spekulacji prasowych mówiących, że po tym meczu i tak pożegna się z posadą.
- Nie mam już siły mówić na ten temat. Sagę o tym piszecie wy, dziennikarze – odpowiadał wyraźnie poirytowany Zieliński. – Uważam, że dalej możemy liczyć się w walce o mistrzostwo, ale pod warunkiem, że do każdego spotkania podejdziemy tak jak do tego.

Lech Poznań - Wisła Kraków 4:1 (0:0)

Bramki: 52. Injac, 67. Krivets, 79. Stilić (karny), 90+5.Możdżeń - 48. Paweł Brożek.

Żółte kartki: Cleber, Chavez, Sobolewski, Wilk.
Sędziował: Marcin Borski.
Widzów: 23.792

Lech: Kotorowski - Kikut, Arboleda, Djurdjević, Henriquez - Peszko (90. Możdżeń), Injac, Bandrowski, Krivets (68. Kiełb) - Stilić - Rudnevs (78. Tshibamba).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Tomasz Bajerski po meczu Abramczyk Polonia Bydgoszcz - Orzeł Łódź

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto