Jest 22 lutego 2009. Rodzina Stasińskich wyjeżdża na ferie zimowe do Szklarskiej Poręby. Czekali na to długo. W ich czteroosobowej rodzinie zorganizowanie takiego przedsięwzięcia zajmuje więcej czasu. Mają chore dziecko, syn ma zespół Downa.
- Dzieci tak się cieszyły, że w końcu udało nam się wyjechać, że kiedy tylko dotarliśmy do Szklarskiej Poręby postanowiliśmy przejść się po mieście - opowiada Anna Stasińska. - I to w zasadzie był dla mnie koniec tych ferii - dodaje.
Po kilku chwilach spaceru jedną z głównych ulic miasta na głowę pani Stasińskiej spadła wielka bryła lodu. - To był moment. Przewróciłam się i jedyne co pamiętam to krew spływającą mi po twarzy. Straciłam przytomność. Trafiłam do szpitala, gdzie ogolono mi pół głowy i założono szwy - opowiada.
Podczas wypadku była z nią dwójka dzieci: 9-letnia córka i 11-letni syn. Poznaniance pomogła wówczas sprzedawczyni ze sklepu w kamienicy, z której spadła bryła lodu. Sprzedawczyni podpisała oświadczenie, w którym opisała wszystko, co się stało. Kiedy powiedziała o tym szefowej, następnego dnia straciła pracę.
Czytaj także: Wielki sopel nad Jasielską ważył 40 kilo
To był początek problemów. Przez długi czas nie dało się ustalić, kto był właścicielem kamienicy, z której spadł "sopel". - Może właścicielka sklepu była powiązana w jakiś sposób z właścicielem kamienicy i dlatego sprzedawczyni straciła pracę - zastanawia się Anna Stasińska. - Do tej pory nie znam rozwiązania tej zagadki - mówi.
Policja ze Szklarskiej Poręby bardzo szybko umorzyła postępowanie w sprawie. - Pamiętam rozmowę między policjantami spisującymi protokół, żeby za dużo nie pisać, bo to może być kamienica ich kolegi Heńka - opowiada dalej poznanianka. - Od razu było jasne, że nie będzie łatwo ustalić kto jest za to odpowiedzialny.
Z relacji Anny Stasińskiej wynika również, że już następnego dnia w całej Szklarskiej Porębie trwała wielka akcja oczyszczania dachów, a tam gdzie właściciele kamienic mieli z tym problem, pojawiły się taśmy zabezpieczające. - Całe miasto tym żyło. Szkoda, że dopiero mój wypadek otworzył ludziom oczy - ubolewa.
Poznanianka spędziła wiele czasu na rehabilitacji. - Do tej pory często odczuwam ból, a moje kręgi szyjne, jak mówią lekarze, są wygięte w odwrotną stronę - mówi.
Dzieci pani Stasińskiej, które towarzyszyły jej w feralnym spacerze także nie wyszły bez szwanku. Jak mówi poznanian-ka, przeżywały tamto zdarzenie jeszcze długo. - Oboje trafili do psychologa. Syn przeżył to bardziej, może przez to, że jest chory. Po moim wypadku budził się w nocy z płaczem, moczył się, miał lęki - opowiada Anna Stasińska.
To nie jedyne zmartwienie poznanianki. Kolejnym są trudności z uzyskaniem odszkodowania od firmy Uniqua, która ubezpiecza właściciela kamienicy. - Dotychczasowe postępowania tego ubezpieczyciela podważa zaufanie do całej branży - zwraca uwagę mecenas Bartłomiej Janyga, który doradza rodzinie Stasińskich. - Zakład ubezpieczeń nawet nie przeprowadził profesjonalnego postępowania. Dopiero po kilku miesiącach zwłoki wypłacił sumę pieniędzy, która w żaden sposób nie pokrywa szkód jakie odniosła pani Stasińska - dodaje.
Rodzina nie wyklucza drogi sądowej.
META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?