Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tam, gdzie żyje się w pełni do ostatniego oddechu

Angelika Sarna
Angelika Sarna
Hospicjum nie jest typowym szpitalem, tutaj wolontariusze starają się spełniać największe marzenia pacjentów.
Hospicjum nie jest typowym szpitalem, tutaj wolontariusze starają się spełniać największe marzenia pacjentów. Waldemar Wylegalski
Film „Johnny” o życiu ks. Jana Kaczkowskiego, założyciela Puckiego Hospicjum pw. św. ojca Pio robi furorę. Także dzięki opowieści o miejscu, w którym życie zyskuje inny wymiar.

W hospicjum pw. św. ojca Pio, będącym głównym miejscem akcji filmu „Johnny”, opowiadającego o ks. Janie Kaczkowskim, wolontariusz w ostatnich chwilach życia obdarowuje umierającą kobietę zerwaną w ogrodzie różą. W poznańskim Hospicjum Palium wiedzą doskonale, że każda chwila jest ważna, bo „później” może już nie być.

- Niedawno pewna pacjentka zapytała, czy mogę jej zrobić sok jabłkowy z wodą - mówi jeden z wolontariuszy Palium. - Gdy spróbowała, skrzywiła się, ale powiedziała, żebym się nie przejmował. Już chciałem wyjść, jednak zrobiłem jej kolejny sok z wodą. Uśmiechnęła się, powiedziała, że o to jej chodziło. Następnego dnia już nie żyła. Jestem świadom tego, że za tydzień pewnej części podopiecznych już z nami nie będzie. Wiem, że niczego nie powtórzę. Nie przeproszę, jeśli coś pójdzie nie tak. Bardzo szanuje chwilę

- podkreśla.

Wolontariusze skupieni wokół Hospicjum Palium tworzą zespół nazywany Motylim Wolontariatem. Podobnie jak ci z filmu o ks. Kaczkowskim, towarzyszą pacjentom i starają się spełniać ich życzenia. Andrzej został wolontariuszem we wrześniu ubiegłego roku. Doświadczony chorobą swojej matki i żony postanowił pomóc innym.

- Nigdy nie spodziewałem się, że między wolontariuszami, białym personelem , a pacjentami jest tyle śmiechu. Sam miałem do czynienia z chorobą matki oraz żony, którą opiekowałem się 5 lat. Wiedziałem z czym to się wiąże

- podkreśla.

Także samo hospicjum w niczym nie przypomina szpitala. W sadzawce w holu pływają złote karpie, gdzie okiem sięgnąć jest mnóstwo roślin, nad którymi unoszą się na sznurkach wielobarwne papierowe motyle. Wolontariusze i personel zachęcają rodziny i znajomych pacjentów, by przychodzili do nich w odwiedziny. Nie ma w tym zakresie żadnych ograniczeń.

- Mogą przychodzić przyjaciele, rodzina, znajomi. Wszyscy mogą się pojawić i czuć swobodnie. Nawet psy i koty mogą odwiedzać swoich właścicieli

- mówi wolontariuszka Magdalena.

Wolontariusze, świadomi wagi chwili, starają się spełniać pragnienia pacjentów. Czasem są bardzo zwyczajne.

- Kiedyś pacjentka zamarzyła o bułce z pasztetem. W hospicjum zrobiło się wielkie poruszenie. Każdy chciał wydobyć tę bułkę z pasztetem spod ziemi. Akurat jedna z pielęgniarek miała taką kanapkę i oddała ją pacjentce - opowiada Andrzej. - To są rzeczy, które nam mogą wydawać się banalne, ale ktoś o tym właśnie marzy. Zrobimy wszystko, żeby to pragnienie spełnić. Gdy pacjent ma wielką ochotę na pizzę, zamawiamy pizzę. Jeśli przez swój stan zdrowia nie zje nawet całego kawałka - nie szkodzi. Liczy się ten gest.

Czasem spełnianie drobnych marzeń wymaga pewnego wysiłku organizacyjnego.

- Kiedyś zawiozłam jedną z pacjentek samochodem z windą na spacer nad jezioro, bo tego właśnie chciała

- opowiada Magdalena.

Nikt jednak nie zamyka oczu na fakt, że hospicjum jest miejscem, z którego ludzie wyruszają w ostatnią drogę. Umierają spokojnie, otoczeni opieką dającą im najwyższy możliwy komfort w ostatnim etapie życia. Nie stosuje się tutaj uporczywej terapii i nie wdraża niepotrzebnych procedur medycznych, które nie przynoszą znaczącej poprawy stanu chorego.

- Wszyscy ci ludzie mimo choroby, mają spokój na twarzy. To jak lekarze potrafią im pomóc i zniwelować uporczywy ból jest niesamowite - mówi wolontariuszka i dodaje: - Tutaj nikt nie wije się w cierpieniach. Może po prostu odejść ze spokojem.

Niektórzy u kresu życia odnajdują pocieszenie w religii.

- Mieliśmy taką sytuacją z pacjentem Staszkiem, który nie był osobą religijną - wspomina Magdalena. - Nagle pewnego dnia zgodził się na wizytę księdza i okazało się, że przyjął wszystkie sakramenty. Poszła do niego wolontariuszka i zabrała Staszka na papierosa. Zaczęli wspólnie odmawiać pokutę zadaną w czasie spowiedzi, czyli koronkę do Bożego Miłosierdzia. Zapalił papierosa, odmówił koronkę kończąc Jezu ufam Tobie i zmarł. To była piękna śmierć. Scena zupełnie jak z filmu - opowiada wolontariuszka.

Wolontariusze zwracają uwagę,żeby nigdy osoby śmiertelnie chorej nie pocieszać i nie obiecywać niemożliwego.

- Najważniejsza w takiej sytuacji jest bliskość. Nie będzie dobrze, dlatego nie wolno dawać złudnej nadziei, ponieważ stracimy zaufanie pacjenta

- mówi Andrzej.

- Można usiąść, pójść na spacer. Gdy ktoś pyta mnie o to jak się zachować, mówię: po prostu bądź, nie pocieszaj. Kiedyś widziałem bliskiego, który przyjechał do osoby umierającej i powiedział „nie wiem jak się zachować, nie wiem co zrobić, ale musiałem przyjechać, bo chce z tobą być”. I to właśnie powinniśmy zrobić

- podkreśla.

Hospicjum oprócz pomocy dla osoby chorej zapewnia wsparcie całej rodzinie. Najbliżsi po stracie krewnych mają do dyspozycji psychologa, osobę od spraw socjalnych i pomoc w ZUS-ie. To ważne także dla pacjentów.

- Na koniec życia pacjenci nie boją się o siebie, tylko o bliskich, którzy pozostaną bez nich. Martwią się o swoje dzieci, mężów i żony. O to, czy sobie poradzą z otrzymaniem renty, czy spadku. Dlatego w hospicjum otrzymują ten komfort psychiczny, że my im pomożemy i to odbiera wiele bólu i niepokoju

- twierdzą wolontariusze.

Świadomość społeczna dotycząca działania hospicjum w ciągu ostatnich kilku lat bardzo się zmieniła.

Początkowo wielu ludzi traktowało to miejsce jak szpital lub wręcz rodzaj umieralni. Osoby, które korzystały z pomocy placówki w opiece nad swoimi bliskimi spotykały się z ostracyzmem.

- Kiedy powstało Hospicjum Palium ludzie protestowali; twierdzili, że na osiedlu Rusa powstaje umieralnia i to jeszcze obok szkoły. Bali się tego miejsca. Czasem nawet osoby proszące o wsparcie były postrzegane negatywnie - mówią wolontariusze. - To jest zupełnie niepotrzebne. Zauważyliśmy, że to podejście bardzo się zmieniło. Nawet podczas spotkań wolontariuszy w szkołach, dzieci potrafią odpowiedzieć, że hospicjum to taki tymczasowy dom.

Dom, w którym żyje się do końca.

Praca w hospicjum sprawia, że także i wolontariusze weryfikują swój własny system wartości.

- W życiu trzeba pilnować relacji, aby nie zostać samemu na starość - twierdzi Andrzej. - Nie uświęcajmy na siłę chorych, część ich samotności to jest efekt tego, jak przeżyli swoje życie. Serce boli gdy widzisz starszą i samotną osobę, ale jak pomyślisz, że ktoś był całe życie nieprzyjemny to rozumiesz, dlaczego nikt nie chce go odwiedzić. Myśl o hospicjum i o tym, że kiedyś będę potrzebować pomocy powinna zacząć nam towarzyszyć już dzisiaj.

Czytaj też:

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tam, gdzie żyje się w pełni do ostatniego oddechu - Głos Wielkopolski

Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto