Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lechia – Lech 2:1: Koszmar, po którym uratuje nas tylko cud

Zenon Zabawny
Zenon Zabawny
Bartosz Ślusarski
Bartosz Ślusarski archiwum/hesus6:9
Po totalnie frajerskiej porażce w Gdańsku Lech ma już tylko matematyczne szanse na awans do Ligi Europejskiej.

Na trzy kolejki przed końcem sezonu w niedzielę, w Gdańsku spotkały się zespoły walczące o awans do europejskich pucharów. Lechia wyprzedzała Lecha zaledwie o jeden punkt i było jasne, że drużyna, która przegra to spotkanie, raczej pożegna się z marzeniami o grze w Lidze Europy.

Kontuzjowany ostatnio Artjoms Rudnevs nie był jeszcze w pełni sił, dlatego trener Jose Bakero posadził go na ławce, od pierwszej minuty wystawiając Bartosza Ślusarskiego.

Mecz lepiej rozpoczęli gospodarze, którzy grali szybciej i bardziej zdecydowanie od trochę zagubionych lechitów. Dopiero po 10 minutach gra się nieco wyrównała, a w 13. minucie dość gorąco zrobiło się pod bramką Lechii, kiedy Paweł Kapsa przy wyjściu do dośrodkowania minął się z piłką. Niestety, żaden z poznaniaków nie skorzystał z prezentu.

Gdańszczanie odpowiedzieli w 18. minucie, kiedy to po dośrodkowaniu Abdou Traore Ivan Lukjanovs mimo wyjścia z bramki Krzysztofa Kotorowskiego zdołał skierować piłkę w kierunku siatki lechitów. Lecącą futbolówkę wybił jednak z linii Luis Henriquez.

W 35. minucie poznaniacy bardzo szybko wykonali rzut wolny na połowie Lechii. Piłka trafiła na lewe skrzydło do Jakuba Wilka, który dośrodkował wprost na głowę Ślusarskiego, a ten pewnym strzałem wyprowadził Lecha na prowadzenie.

Po przerwie Kolejorz grał bardzo mądrze, starając się rozgrywać piłkę jak najdalej od własnego pola karnego. Mająca nóż na gardle Lechia grała nerwowo i większość jej akcji pewnie rozbijała druga linia i obrona Lecha.

Poznaniacy mieli nawet kilka sytuacji do podwyższenia wyniku. W 60. minucie Grzegorz Wojtkowiak wbiegł z piłką w pola karne rywali, co chyba zaskoczyło nawet jego samego. Nie wiedząc co zrobić, w końcu zdecydował się na uderzenie, ale Kapsa zdołał już wcześniej skrócić kąt i pewnie złapać piłkę.

W kolejnych akcjach lechitom brakowało zdecydowania przed bramką rywali – gdy już szykowała się dobra okazja, podawali bardzo niecelnie. Nie było jednak powodów do niepokoju, bo Lechia sprawiała wrażenie zupełnie niegroźnej. Tym bardziej zabolała sytuacja z 77. minuty, kiedy Jakub Wilk pechowo dotknął piłkę ręką w swoim polu karnym. Sędzia nie miał wątpliwości, dyktując „jedenastkę’, którą na gola zamienił Traore.

Zdenerwowani faktem, że zwycięstwo wymyka im się z rąk, lechici zupełnie się rozkojarzyli i w 80. minucie Lechia piękną akcją zupełnie rozklepała poznańską defensywę. Wprowadzony w 69. minucie za kontuzjowanego Manuela Arboledę Bartosz Bosacki przegrał pojedynek z Bedim Buvalem i już po chwili piłka wędrowała między piłkarzami Lechii jak po sznurku. W końcu Paweł Nowak podał z prawej strony do stojącego dwa metry od linii bramkowej Traore, który nie miał kłopotów ze zdobyciem drugiego gola.

Poznaniacy oczywiście rzucili się do rozpaczliwych ataków, ale nic to już nie zmieniło.
- Ten mecz był jak cały rok: mieliśmy spotkanie w garści, ale niestety przyszła jedna nieszczęśliwa minuta, w której gospodarze przesądzili o losach meczu - powiedział po spotkaniu Jose Mari Bakero. 

Boli nie tylko porażka, ale też styl gry lechitów, a właściwie jego brak. Podobnie jak w meczu z Legią w Warszawie Kolejorz prowadził, miał przewagę, aby później dać sobie wyrwać pewne zwycięstwo.

Wynik 2:1 oznacza, że Lechia awansowała na trzecie miejsce w tabeli, a Lech spadł aż na ósme! Poznaniacy na dwie kolejki przed końcem sezonu tracą do gdańszczan aż cztery punkty i gdyby udało im się ich wyprzedzić, byłby to naprawdę prawdziwy cud. 

Lechia Gdańsk - Lech Poznań 2:1 (0:1)

Bramki: 78. (karny), 80. Traore - 35. Ślusarski.

Żółte kartki: Deleu - Ślusarski, Wojtkowiak, Injac.
Sędziował: Tomasz Musiał (Kraków)
Widzów: 5 000.

Lechia: Kapsa - Deleu, Bąk, Vucko, Andriuskevicius - Bajić (66. Airapetian), Nowak, Surma - Pietrowski (54. Buval), Lukjanovs, Traore (90. Zejglic).

Lech: Kotorowski - Wojtkowiak, Wołąkiewicz, Arboleda (69. Bosacki), Henriquez - Injac, Djurdjević - Stilić, Murawski, Wilk (79. Kiełb) - Ślusarski (69. Rudnevs).


Plakat musi śpiewać
8 maja - 24 lipca 2011 | Muzeum Narodowe w Poznaniu



emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto