We wtorek polscy piłkarze analizowali na wideo swoje listopadowe spotkanie z Wybrzeżem Kości Słoniowej (3:1), zaś w środę przed południem obejrzeli 20-minutowy materiał filmowy o Norwegach, przygotowany przez szefa banku informacji, Huberta Małowiejskiego. – Pokazywaliśmy momenty, w których rywale Skandynawów dochodzili do sytuacji podbramkowych – przyznał asystent trenera Smudy.
W porównaniu ze spotkaniem z afrykańską drużyną, w środę wieczorem wybiegł inny blok defensywny, z wyjątkiem prawego obrońcy Łukasza Piszczka. Miejsce Łukasza Fabiańskiego, Grzegorza Wojtkowiaka, Tomasza Jodłowca i Macieja Sadloka zajęli odpowiednio Wojciech Szczęsny, Arkadiusz Głowacki, Kamil Glik i Dariusz Dudka. – Budowanie trwa całe życie, a my szukamy najlepszych rozwiązań – stwierdził szkoleniowiec biało-czerwonych.
Pewnie jednak selekcjonerowi chodziło o inne rozwiązania niż te praktykowane przez Polaków w pierwszej fazie spotkania. Zamiast konstruować akcje nasi piłkarze podawali do tyłu (głównie Rafał Murawski) faulowali (głównie Arkadiusz Głowacki) i bezradnie patrzyli w stronę ławki rezerwowych (głównie Kamil Glik). Tymczasem Norwegowie rzadziej byli przy piłce, ale za to jak już ją przejęli, to potrafili znacznie więcej zdziałać (główki Johna Carewa i Kjetila Waehlera).
Bezradność pomocników umotywowała Roberta Lewandowskiego, który nie mógł doczekać się na dobre podanie, więc postanowił sam sobie stworzyć okazję. Efekt był piorunujący, bo po zwodzie i płaskim strzale byłego napastnika Lecha (z 24 m) piłka wylądowała w siatce. Mogło się wydawać, że polska husaria wreszcie ruszy do zmasowanego ataku. Niestety w następnych minutach z boiska wiało nudą, a Norwegowie zachowywali się tak jakby byli zaprogramowani wczoraj na bezcelowe bieganie bez piłki. Program pod hasłem ,,antyfutbol’’ skończył się dopiero w ostatnich pięciu minutach. Najpierw po wrzucie z autu główkował Brede Hengeland.
Norweski wieżowiec na przedpolu bramkowym był zupełnie sam. Piłka o centymetry minęła bramkę Wojciecha Szczęsnego. Następnie wolnego sprokurował Kamil Glik, który zamiast głową zagrywał łokciem. Na szczęście uderzenie rywali tylko zobrazowało pokaz nieudacznictwa, dominujący na boisku w całej pierwszej połowie. Jej jedynym pozytywem był tylko wynik, bo piłkarzom obu drużyn należały się rózgi, a nie pochwały. Po takiej grze trudno było ocenić poszczególnych graczy, a tym bardziej formacje. Bramkarz był bezrobotny, obrońcy mało zgrani, pomocnicy bezbarwni, a Ireneusz Jeleń pasywny. Wyjątek stanowił ,,Lewy’’. Snajper Borussii Dortmund błysnął tylko raz, ale za to tak, że wszystkich wprawił w osłupienie.
Po zmianie stron podopieczni Egila Olsena zaczęli grać z większym zaangażowaniem. Doświadczony trener przeprowadził dwie zmiany i przekonał swoich zawodników do rozgrywania piłki. Efekty były widoczne, bo kilka razy zatrudnienie znalazł Szczęsny, a i nasi stoperzy nie mieli pustych przebiegów. Bramkarz Arsenalu największe kłopoty miał z obroną uderzenia specjalisty od atomowych strzałów, czyli Johna Arne Riise.
W końcówce trener Smuda wreszcie zdecydował się na zmiany, ale gracze rezerwowi (Roger i Kamil Grosicki) nie mieli ani czasu, ani możliwości, żeby potwierdzić przydatność do drużyny.
Polska - Norwegia 1:0
Bramka: 1:0 Robert Lewandowski (19).
Sędziował: Ivo Santos (Portugalia). Widzów: 200.
Polska: Szczęsny – Piszczek, Głowacki, Glik, Dudka, Błaszczykowski, Murawski (89 Krychowiak), Matuszczyk (90 Gol), ObraniakI (79 Roger), Jeleń (64 Grosicki), Lewandowski.
Norwegia: Knudsen – Hauger (46 B.H.Riise), Waehler (59 Demidov), Hangeland, J.A.Riise, Pedersen (87 Moen), Ruud, Tetteh (46 Jensen), Grindheim, Huseklepp (78 Moldskred), Carew (59 Abdellaoue).
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?