Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lisiewicz z siekierą i strusiem na rozprawę w sądzie

Zenon Zabawny
Zenon Zabawny
Piotr Lisiewicz swój kolejny proces zamienił w happening. Ubrany w piżamę z maskotką strusia stanął przed sądem.

Lider znanej z happeningów Akcji Alternatywnej Naszość był już ciągany po sądach m.in. za to, że zatrzymany przez policję twierdził, że nazywa się Włodzimierz Iljicz Lenin. Tym razem Lisiewicz jest oskarżony o to, że 18 września przewodził nielegalnemu zgromadzeniu. Tego dnia w Poznaniu odbyły się demonstracje przeciwko zatrzymaniu Ahmeda Zakajewa, szefa czeczeńskiego rządu na uchodźstwie i ściganego listem gończym przez Rosję. Demonstranci zebrali się wówczas pod siedzibą Platformy Obywatelskiej, a następnie udali się także pod konsulat Federacji Rosyjskiej. W demonstracji rzeczywiście uczestniczył Lisiewicz.

- Było spokojnie, policja nawet nas nie spisała – opowiada lider Naszości, który jednak wkrótce otrzymał wezwanie na komisariat w celu złożenia wyjaśnień (pojawił się tam w przebraniu... konia – zobacz relację wideo z tego wydarzenia), a później także do sądu.

Pierwsza rozprawa odbyła się 24 stycznia. Lisiewicz jak zwykle wykorzystał to do zorganizowania okolicznego happeningu. Tym razem przyszedł do Sądu Rejonowego przy ul. Kamiennogórskiej ubrany w piżamę, trzymając w rękach siekierą. Przyprowadzili go natomiast uzbrojeni w pałki „funkcjonariusze OMON”, charakteryzujący się również hełmami zrobionymi z... nocników.
- Wiem, że storpedowałem ocieplenie polsko-rosyjskie i tylko ciężka praca w łagrze może mnie poprawić, dlatego jestem przygotowany na przyjęcie wyroku skazującego mnie na zsyłkę do łagru – tłumaczył swój strój Lisiewcz. – Mam już własną piżamę, a także siekierę do karczowania lasów tajgi syberyjskiej, liczę, że sąd to doceni.

Na dowód swojego przygotowania nawet zademonstrował, że potrafi rąbać drewno. Oskarżony przyznawał też się do błędu, jakim było niedocenienie ocieplenia w stosunkach polsko-rosyjskich, które jest wynikiem polityki obecnego rządu, co podkreślały transparenty z napisami „Anodina to Donalda dziewczyna” oraz „Tusk przerzuciła się na kompot z MAK-u”, będące aluzjami do rosyjskiego raportu na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej.

- A oto symbol polityki Platformy Obywatelskiej wobec Rosji – wyjaśnił Lisiewicz, wyciągając z torby maskotkę strusia, która po uruchomieniu zaczęła się ruszać w rytm melodyjki.

Gdy Lisiewicz próbował wejść do budynku sądu, okazało się, że jednak policjanci nie pozwolą mu wnieść ze sobą siekiery. Na salę sądową wszedł zatem ze strusiem, a także inną maskotką – papugą.
- To mój adwokat, kosztował 2,7 zł – tłumaczył Lisiewicz.

Prowadząca proces sędzia nie podzieliła jednak jego poczucia humoru, nakazując schowanie maskotek. Lisiewicz nie przyznał się do zarzucanego mu czynu. Podczas pierwszej rozprawy przesłuchano dwóch świadków, kolejne posiedzenie w tej sprawie odbędzie się za dwa miesiące.

Aby obejrzeć wszystkie zdjęcia, kliknij w miniaturki pod artykułem.

od 12 lat
Wideo

Niedzielne uroczystości odpustowe ku czci św. Wojciecha w Gnieźnie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto