Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Slalomem przez Patagonię

Redakcja
Dwójka poznaniaków - Witka i Risky wracają z emigracji do domu - ale dookoła świata. Przez Patagonię podróżują... promem. Przeczytajcie, co ich spotkało.

W Puerto Natales spędziliśmy tydzień, czekając na prom jak na wybawienie. To był bardzo długi tydzień nicnierobienia… O, przepraszam, właściwie to robiliśmy bardzo dużo…

Rysowaliśmy,  opijaliśmy się mate, słuchaliśmy radia... Kutas, czekaliśmy godzinami aż przestanie padać, analizowaliśmy jakość (a raczej jej brak) wykończenia naszego pokoju, uczyliśmy się na pamięć rozkładu kafejek internetowych i tanich jadłodajni w mieście.

Nie mogliśmy doczekać się, kiedy wsiądziemy na prom do Puerto Montt. Kiedy jednak przyszedł dzień odpływu, jakoś było nam smutno zostawiać to deszczowe miasteczko. Nasza rodzina gaucho też chyba się do nas przyzwyczaiła i pożegnaniom nie było końca.

Ostatnie godziny w Puerto Natales spędziliśmy na wyobrażaniu sobie, jak ten rejs będzie wyglądał. Powszechnie wiadomo, że zachodnie wybrzeże Patagonii poszarpane jest jak nogawka listonosza. Statek przeciska się między wysepkami, półwyspami i fiordami na trasie całego rejsu, która ma 1500 km. Prawie wszystkie te tereny są dziewicze i niezamieszkałe. Przepływać będziemy przez tereny parku narodowego Bernardo O´Higgins - o powierzchni ponad 35 tys. km kw. (mniej więcej obszar Holandii). Na całym tym obszarze żyje tylko 150 osób (w Holandii podobno 17 milionów). Byliśmy bardzo ciekawi jak ten czterodniowy slalom przez dzicz będzie wyglądał. Udaliśmy się więc z mieszanymi minami na niekołyszący się prom, gdzie nami wstrząsnęło.

Wspominaliśmy w poprzednich wpisach, że przy zamawianiu biletów Pan Bookowniczy zaoferował nam gratisowo kabinę w klasie wyżej. To znaczy, że zamiast miejsc w 22-osobowej kajucie bez okna dostaliśmy miejsca w bezokiennej czteroosobówce. Kiedy weszliśmy na pokład i wskazano nam naszą kajutę, okazało się, że w kabinie są tylko 2 łóżka i do tego, na ścianie obok nich znajdowało się piękne, prawdziwe, statkowe okno!! Nie mogliśmy uwierzyć i stwierdziliśmy, że to jakaś pomyłka i zaraz ktoś nas stąd wykopie. To przecież kajuta o 5 klas wyższa niż to, za co zapłaciliśmy. Ale nie, okazało się, że naprawdę zafundowano nam te trzykrotnie droższe miejsca. Nie dowiemy się, czy była to niefatalna pomyłka, przyjacielskość Pana Bookowniczego czy niepisane prawo charytatywne dla obywateli RP.

Rejs okazał się być cudownym doświadczeniem wartym każdych pieniędzy. Ciągle zmieniający się krajobraz patagoński oferował nam ośnieżone szczyty, lesiste, strzeliste wysepki z wodospadami, lodowce, skaliste wzgórza, na których widok zemdleliby nawet najbardziej wybredni wspinacze, a wszystko to nietknięte i dziewicze, do tego jedzenie przednie. Nie wiemy, jakie opinie krążą o promowych kucharzach, ale my popłynęlibyśmy za naszymi na koniec świata…

Przez pierwsze dwa dni slalomu czuliśmy się jak w dobrze wykalibrowanym pociągu, który jedzie ze stałą prędkością. Można było stawiać spokojnie metrowe domki z kart. Nie bujało ani chwili. To jednak uległo zmianie pod koniec drugiego dnia rejsu…

Cały ten drugi dzień rejsu marzyliśmy o wieczornym piwie. Nie minęła 18, kiedy zaczęliśmy chodzić wężykiem po pokładzie, bynajmniej nie z powodu piwa… Późnym popołudniem wypłynęliśmy na pełny ocean wprost w objęcia Ryczących Czterdziestek. Wyszliśmy na dziob w poszukiwaniu buszujących tu wielorybów. W zamian dostaliśmy po twarzy wiatrem tak silnym, ze wszystkie dotąd doświadczane wichury wydały nam się porannymi bryzami. Odrywało nam stopy od pokładu i zaczęło nami bujać jak małą kaczką. Dodajmy, że nasz prom to nie jakaś cherlawa łajba – ma 123 metry długości i około 25 m szerokości. Wielka krowa. A czuliśmy się jakbyśmy płynęli w łupince od orzecha.

Nasze błędniki oszalały. Musimy zaznaczyć, że nigdy nie byliśmy fanami rollercoasterów, a teraz czuliśmy się, jakbyśmy byli jednocześnie na dwóch karuzelach łańcuchowych i każda z nich kręciła się w inną stronę. Do tego, od czasu do czasu, wybijało nas w górę. Ha ha, ale ubaw, po pachy. Nie potrafiliśmy rozróżnić ściany od podłogi, a błędniki akceptowały tylko pozycję horyzontalną, o ile taka istnieje na bujającym statku. Przez następne 12 godzin leżeliśmy więc plackiem i od czasu do czasu podrzucało nami lub też obijało o ściany. Na pocieszenie pasażerów (poruszających się po pokładzie jak głodne zombie) kapitan poinformował nas, że te warunki za oknem są jak najbardziej normalne i fale za burta mają od 3 do 5 metrów wysokości. Nie wyobrażamy sobie, jak wygląda tutaj sztorm.

Kiedy wróciliśmy na szlak między wyspami, woda uspokoiła się i mogliśmy w końcu normalnie funkcjonować. Ostatniej nocy załoga zafundowała nam party. Śpiewał dla nas sam menadżer załogi. Po kilku sinatrowskich utworach uraczono nas latynoską muzyką. Wtedy to Witka oszalała, tańcząc do upadłego, podczas gdy Risky wypijał jej piwo. Noc zakończyliśmy na rufie, oglądając gwiazdy i śpiewając polskie szanty Krzyżowi Południa.

Przeczytaj więcej o podróży Witki i Riskyego:
U ludzi, którzy lubią zimno

W swojej podróży dookoła świata Witka i Risky dotarli do Patagonii - krainy, gdzie ludzie lubią zimno.

Patagonia - lodowce, psy i... pumy

Dookoła świata wracają do Poznania z londyńskiej emigracji Witka i Risky. Po trzygodzinnym locie z Buenos Aires wylądowali w El Calafate w Patagonii.

Wszystkie smaki boskiego Buenos

Witka i Risky - poznaniacy wracający dookoła świata z londyńskiej emigracji spędzili kilka dni w Buenos Aires. Poznajcie ich przepis na "boskie Buenos".

Do Buenos Aires - droga spełnionych marzeń

Witka i Risky – poznaniacy wracający dookoła świata z londyńskiej emigracji opuścili San Pedro i jadą do Buenos Aires. Przeczytajcie ich relację.

Na najsuchszej pustyni świata

Towarzyszmy Witce i Riskyemu w powrotnej drodze do domu - z Londynu do Poznania. Jadą dookoła świata. Ostatnio opuszczali Boliwię. Przeczytaj ich opowieść.

Boliwia – państwo w konflikcie z asfaltem

Witka i Risky – młodzi poznaniacy wracający z londyńskiej emigracji do domu podróżują dookoła świata. Tym razem dotarli do Boliwii. Poznajcie ich opowieść.

Podryw na magnetofon

Witka i Riksy - dwójka poznaniaków wraca z londyńskiej emigracji do domu - ale dookoła świata. Tym razem zwiedzają jezioro Titikaka i wyspę Taquile.

Witka i Risky w Cusco i Machu Picchu

Dwójka poznaniaków - Witka i Risky - wracają z emigracji do domu... dookoła świata. Przeczytajcie o ich spotkaniu z inkaską kulturą.

Witka i Risky w Limie spotykają Pele i Ronaldinho

Dwójka Polaków wraca z emigracji w Londynie do Poznania trasą... dookoła świata. Z Madrytu dotarli do stolicy Peru - Limy.

Witka i Risky dotarli do Limy!

Dwójka młodych Polaków wraca z emigracji w Londynie do Poznania - ale dookoła świata! Na początku swojej wyprawy wylądowali w Madrycie, a stamtąd polecieli do Limy!

Własny wucet we własnym kącie w Poznaniu - lepszy niż cudze mieszkanie w Londynie

Dwójka młodych Polaków postanowiła wracać do Poznania z emigracji w Londynie, ale dookoła świata. Dziś robią ostatni remanent przed podróżą.

Witka i Risky wracają do domu. Dookoła świata!

Dwójka młodych Polaków postanowiła wrócić z Londynu do Poznania. Ale żeby nie był to zwyczajny powrót z emigracji – wyruszają w podróż dookoła świata!
od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poznan.naszemiasto.pl Nasze Miasto